środa, 1 lipca 2015

Rozdział 9



"That boy take me away, into the night.
Out of the hum of the street lights and into a forest."

*TORI*

Nowy York, sześć lat temu

  Naciągnęłam strzałę na cięciwę. Wymagało to ode mnie dużego wysiłku. Ręce mi zadrżały, cięciwa puściła, a grot chybił celu. Opuściłam łuk, zagryzając ze złości zęby.
  - Wolę rewolwer - wycedziłam, ale sięgnęłam po kolejną strzałę.
  Charles podszedł do mnie z założonymi rękami. Wyglądał na niezwykle rozbawionego. Uniósł mi lekko łokieć, przesunął moją lewą nogę nieco bardziej do przodu i usztywnił kolano. Naprowadził łuk na cel.
  - Spróbuj teraz. Napnij mięśnie. Trzymaj postawę. Wysil się, księżniczko! - polecił surowo.
  Zła na samą siebie, że mi się nie udaje oraz na Charlesa, za jego pretensjonalny ton, wypuściłam strzałę. Przebiła kukłę na wylot i wbiła się w drewniany pal po drugiej stronie. Chłopak zagwizdał z podziwem.
  - Bardzo dobrze - pochwalił mnie, szczerząc zęby. - Co zrobiłaś? - spytał jak nauczyciel, którzy szczyci się znajomością poprawnej odpowiedzi.
  - Strzeliłam.
  - Nie. Co zrobiłaś, by się zmotywować.
Wyobraziłam sobie, że jesteś tą kukłą.
  Wzięłam głęboki oddech i powoli opuściłam łuk.
  - Wkurzyłam się.
  Poklepał mnie po ramieniu.
  - Doskonale, księżniczko. Pamiętaj, do działania napędzają trzy rzeczy: strach, zemsta i miłość.
  Parsknęłam śmiechem, lecz poczułam, jakbym dostała pięścią w brzuch.
  - W zupełności zadowolę się tylko tym drugim - odparłam gorzko, odwracając wzrok.
  Zapadła cisza. Oboje wiedzieliśmy, że to nieprawda.
  - Hej, Charlie! - krzyknęła Lie, która siedziała z tyłu sali przed komputerami. - Chyba się włamałam!
  - Już idę, księżniczko! - odkrzyknął. Zanim jednak odszedł, posłał mi smutne spojrzenie, mówiące, iż dla mnie już za późno.

***

  Już miałam podejść do Toma, kiedy skręciłam w ostatnim momencie. Obrałam sobie miły, ciemny kąt i planowałam zaszyć się tam dopóki nie wróci Lie. Chętnie odjechałabym sama, lecz przeszkadzał mi fakt, że nie potrafiłam jeździć.
  Nagle czyjeś silne ręce objęły mnie w talii i odciągnęły delikatnie od zamierzonego kierunku. Niemal bez zastanowienia uderzyłam napastnika łokciem w żebra. Obróciłam się, gotowa złamać śmiałkowi nos, ale zatrzymałam rękę, widząc jak Tom próbuje nie zwijać się z bólu.
  - Chodziłaś na kurs samoobrony? - wykrztusił.
  - Nie podchodź do mnie od tyłu - syknęłam.
  - A jak mam do ciebie podchodzić? - spytał zaczepnie. Spiorunowałam go wzrokiem, ale komentarz bardziej mnie rozbawił, więc niezbyt mi to wyszło. Bardzo chciałam udać się do tego kąta i przeczekać to wszystko. To nie tak, że nie potrafiłam się bawić. Lubiłam imprezy, stanowiły dobre oderwanie od rzeczywistości. Jednak teraz, kiedy wrócił Roy, nie myślałam o dobrej zabawie. Tom, jakby czytał mi w myślach, wziął mnie pod ramię i pociągnął za sobą. Zaczęłam protestować. - Chyba nie chcesz tam iść - odparł tylko.
  - Co? Dlaczego? - odwróciłam się szybko. Kiedy grupka ludzi przesunęła się nieco w prawo, dostrzegłam obściskującą się namiętnie parę. - Fuj. 
  Tom uśmiechnął się z miną "a nie mówiłem?". Rozejrzał się dookoła. Wszyscy byli zajęci sobą. Poprowadził mnie w stronę tylnych drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz; muzyka stała się nieco przytłumiona. Srebrna tarcza księżyca, doskonale widoczna na czystym niebie, rzucała światło na cały ogród. 
  - Czekaj - zatrzymałam się. - Gdzie idziemy?
  - Zobaczysz.
  Złapał mnie za rękę i zaczął biec. Adrenalina wstąpiła w moje żyły. Biegliśmy, czasem się potykając oraz chichocząc. Tom wspiął się na ogrodzenie i bez problemu je przeskoczył. Chciał mi pomóc, jednak zrobiłam to równie zwinnie sama, lądując na równych nogach. Poprowadził mnie w stronę plaży. Byłam szczęśliwa, móc wyrwać się z tamtego tłoku. Położyłam się na plecach, na wciąż ciepłym piasku.  Chłopak położył się obok mnie. Przez chwilę panowała cisza, ponieważ zapatrzyliśmy się w niebo. 
  Nie wiadomo dlaczego, zachciało mi się płakać. Nie pamiętałam kiedy po raz ostatni patrzyłam w gwiazdy niczym się nie martwiąc. Zapomniałam o Roy'u, widząc jasne konstelacje. Przypomniałam sobie jak kładłam się na trawie w Nowym Yorku jako mała dziewczynka i uczyłam się różnych gwiazdozbiorów z rodzicami. Robiłam to nawet tuż po tragedii, lecz już coraz rzadziej. Odkąd stałam się Tori, nie spojrzałam tak na niebo ani razu.
  - Coś się stało? - zaniepokoił się Tom. - Chcesz wrócić?
  - Nie - zaprotestowałam ze ściśniętym gardłem. Natychmiast się opanowałam. - Po prostu nie pamiętam kiedy po raz ostatni patrzyłam na gwiazdy w ten sposób. 
  Uśmiechnął się krzepiąco. Wskazał palcem na jakiś gwiazdozbiór.
  - To Mała Niedźwiedzica.
  Zdusiłam śmiech.
  - Wcale nie, to Strzelec.
  Zmarszczył brwi. Wyglądał na skonsternowanego. Zaraz jednak wybuchnął śmiechem, przyznając się do porażki. Sięgnęłam po jego dłoń i naprowadziłam go na inny gwiazdozbiór: - To Koziorożec, a właśnie to  - przesunęłam nasze złączone dłonie nieco w lewo - jest Mała Niedźwiedzica.
   Pokazałam mu jeszcze parę mniejszych konstelacji, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go niechętnie z kieszeni i podniosłam się do pozycji siedzącej, by odebrać. Po drugiej stronie odezwała się wkurzona Lie.
  - Jedziemy do domu, zamówiłam taksówkę.
  - Coś się dzieje? - brzmiała na naprawdę złą.
  - Wszystko się dzieje - odparła. - Wracasz ze mną?
  Westchnęłam ciężko.
  - Oczywiście, poczekaj na mnie.
  Tom przyglądał mi się uważnie. 
  - Już jedziesz? - usłyszałam nutkę smutku w jego głosie. Skinęłam, chowając telefon z powrotem. Wstał, a następnie pomógł mi. Potknęłam się niezdarnie, prawie na niego wpadając. Zaraz się odsunęłam, czując, jak płoną mi policzki. 
  - Było miło - powiedziałam zgodnie z prawdą.
  Uśmiechnął się. Ukłonił się żartobliwie.
  - Cała przyjemność po mojej stronie, panno Starkweather.
  Spuściłam głowę, kryjąc uśmiech.
  - I przepraszam, że cię zaatakowałam.
  Westchnął teatralnie.
  - Chyba mi się należało.
***

  Nazajutrz zebrałam się w sobie. Wzięłam głęboki wdech i poszłam po wskazówkę co do pierwszego zlecenia.


***

*LIE*

  
  Utarłam brudne ręce z pomidora do fartuszka w kratę i wrzuciłam pokrojone już warzywo na omlet, który skwierczał na patelni. Oparłam się o marmurowy blat, patrząc na tarczę zegara. 
  Minęły dokładnie dwadzieścia trzy minuty odkąd Tori wyszła po wskazówkę. Dziś pierwsze zlecenie. Nie wiedziałam co zamierza Roy, ale czułam, że będziemy mieć ręce pełne roboty. 
  Przeczesałam odruchowo włosy palcami, zatrzymując się na małym tatuażu z tyłu szyi - małym, czarnym krzyżyku. 
  Wczorajszy plan nie wypalił. Poddałam się, postanowiłam, że będę obserwować Dylana. Może zrobi jeden, fałszywy ruch. Przez ten czas, odkąd się poznaliśmy, zdążyłam go nawet polubić. Miał w sobie to coś, za co nie można go nienawidzić. Jednak ta rozmowa z wujem była dosyć dziwna.
  Ponownie spojrzałam na zegar - trzydzieści sześć minut. Bałam się o nią, chociaż wiedziałam, że potrafi się doskonale bronić. Przecież zabijała...ale jednak nie wiedziałam, do czego może być zdolny Cruger. 
  Zrzuciłam gotowy omlet na talerz i zasiadłam do stołu. Nie miałam zbytnio ochoty na posiek, lecz od wczoraj zjadłam jedynie chińszczyznę, więc próbowałam na siłę spożyć przynajmniej kawałek. Usłyszałam otwierane drzwi wejściowe i ciche kroki przyjaciółki. Wstałam szybko, a Tori weszła do kuchni z kamienną miną. Nie potrafiłam określić czy jest źle, czy może jest bardzo źle. Podeszłam do niej i przytuliłam. 
 - Damy radę - szepnęłam, a ta, przyznając mi rację, kiwnęła głową i uśmiechnęła się słabo. 
  - Musimy... - przerwała, patrząc na mój wibrujący telefon, znajdujący się na blacie. - Odbierz. 
  Westchnęłam; odebrałam połączenie od Dylana. 
  - Czy jesteś dzisiaj zajęta? - zapytał. 
  W sumie chciałabym na chwilę wyrwać się z tego bagna. Wczoraj poszłam jedynie ze względu na Tori, by mogła spotkać się z Tomem, gdyż dobrze wiedziałam, jak na nią działał. No i również z powodu próby zhakowania telefonu Dylana. 
  - Nie - odparłam krótko po chwili ciszy. 
  -Więc idziemy się dziś przejść - jego głos wskazywał na to, że jest w dobrym humorze. - Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko. 
  - Jasne, czemu nie.
 Spojrzałam na przyjaciółkę, która patrzyła na mnie zaciekawiona. Kiedy skończyłam rozmowę zabrałam talerz i wyrzuciłam jego zawartość do kosza.
*** 
  Spacerowaliśmy po Los Angeles zajadając się watą cukrową. Dylan wziął kawałek z mojego przysmaku po czym zaczął się delektować jego słodkim smakiem. 
  - Twoja jest lepsza - odparł ze zdegustowaną miną. 
  Zabrałam kawałek z jego waty i powiedziałam z udawaną powagą: 
  - Masz rację, moja jest lepsza. 
  Zaśmialiśmy się głośno, a pojedynczy przechodnie rzucili nam dziwne spojrzenie. 
  - Czemu wczoraj wyszłaś tak szybko? - przerwał milczenie, które z każdą sekundą stawało się coraz cięższe. 
  - Źle się poczułam. Poza tym, z tego co widziałam, byłeś zajęty niezłym towarzystwem - posłałam mu sójkę w bok. 
  - To tylko przypadkowe dziewczyny... - urwał, gdy usłyszeliśmy jak ktoś wykrzykuje jego imię. Odwróciliśmy się w tym samym czasie, słysząc ponowne nawoływania:
  - Dylan! - krzyczała jedna z dziewczyn. Miała na oko z szesnaście lat, brązowe krótkie włosy i wyglądała na na prawdę szczęśliwą, że udało jej się złapać idola. Koleżanka obok niej również była podekscytowana. Dylan uraczył ich swoim najlepszym uśmiechem i przytulił każdą. Kochał swoich fanów - można to było łatwo wywnioskować z jego zachowania. 
  - Mogę zdjęcie? - zapytała druga fanka, która do tej pory stała bez słowa. Odsunęłam się do tyłu, nie chcąc przeszkadzać, ale poczułam jak dziewczyna łapie mnie lekko za nadgarstek. - Ty również, proszę. Chciałabym mieć też zdjęcie z dziewczyną Dylana - powiedziała słodkim głosem, trzymając w ręku telefon i patrząc raz na mnie, raz na idola. 
  Poczułam się trochę speszona, kiedy dziewczyna nazwała mnie partnerką Dylana. 
 - Nie jesteśmy razem, tylko się przyjaźnimy - sprostowałam szybko. Dziewczyny wydały odgłos zawodu. Podeszłam do nich bliżej, ustawiając się na prośbę fanki do zdjęcia. Kiedy już było po wszystkim, a Dylan dał im autografy, pożegnały się. 
  - Wyglądacie razem słodko - powiedziała jeszcze jedna z dziewczyn i odeszły, ciesząc się spotkania idola. 
  Zrobiło mi się dosyć dziwnie, słysząc takie słowa. Łączyła nas jedynie przyjaźń, nad którą i tak trzeba było popracować. 
  Wróciliśmy do rozmowy, której tory potoczyły się na nasze wpadki z dzieciństwa. Skończyło się na tym, że płakałam ze śmiechu. Chciałam pobyć jeszcze chwilę z Dylanem bo w ten sposób mogłam oderwać się od rzeczywistości, lecz wiedziałam, że muszę już wracać. Czekało na mnie sprawdzenie przyszłego trupa oraz namierzenie go. Pożegnaliśmy się, a potem każde ruszyło w przeciwną stronę. 
  Pora wrócić do pracy.

------------------------------------------------------------------------
Nie ma żadnej akcji *buuuuu*. Możemy jednak zapewnić, że kolejny rozdział już taki nie będzie ^^ No i znowu dodajemy dzień przed umówionym terminem (rozdział dodany o 3:40, więc już czwartek!). 
Dziękujemy za każdy komentarz :3
~Autorki

15 komentarzy:

  1. Super muzyka, co raz lepiej pisanie przez co fajnie się czyta. Wyczuwam, że coś z tego będzie. No nic, braciszek jest dumny, trzyma kciuki i czyta dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podobało!
    Tori na plaży z Tomem ♥ Słodkie <3
    I Lie i jej wata cukrowa ^^
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wspaniały! Cieszę się, że dodany szybciej, w weekend nie miałabym możliwości, żeby przeczytać.
    Tak serio to się dziwię tym dziewczynom. Każda fangirl - dobra, większość - nienawidzi dziewczyny idola. Dzięki Bogu, że tu jest inaczej :D Jakaś hot16 mordująca Lie wzrokiem - epickie, ale oszczędźcie nam tego, proszę.
    Czekam na kolejny ! <3

    L x

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajne fanfiction :) Lubię Dylana O' Briena :))
    Zapraszam do siebie http://differences-thomassangster-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że nie potrafię tak pisać. Jestem zachwycona. Macie we mnie wierną fankę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisałam właśnie kolejny rozdział na mojego bloga, gdy przypomniało mi się, że przecież miałam przeczytać Wasz nowy rozdział. Przypomniało mi się też, ze jestem głodna, ale to nie ważne.
    Rozdział świetny, można powiedzieć - taki spokojny. Tori z Tomem, Lie z Dylanem. Wszystko dzieje się własnym rytmem, dziewczyny zaznały odrobiny normalności i zwykłego życia. Dobrze, że nie piszecie cały czas o ucieczkach i tragediach, żaden normalny człowiek nie wytrzymałby takiego napięcia. A mi tak milusio zrobiło się na serduchu, gdy czytałam fragment Tori, zwłaszcza ten o plaży. Chociaż Dylan i wata cukrowa nie byli gorsi, wiadomo. Uwielbiam watę. No i O'Briena. ♥
    Podobają mi się wasze początki. Ukazanie przeszłości obu dziewczyn, a potem swobodne przejście do teraźniejszości budują ciekawe napięcie i jednocześnie wszyscy mogą cal po calu dowiedzieć się więcej z ich dawnego życia. Myślałam nawet o zastosowaniu czegoś takiego na moim blogu. Oczywiście w innym formacie, np. jeden rozdział albo jego pół o dawnych dziejach jednej konkretnej osoby. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie, a może nawet będziecie dumne, że wzoruję się na moich mistrzyniach (będziecie moimi mistrzyniami, prawda?).
    Ale pomijając moje rozmyślania, życzę Wam weny, która jak widać nigdy Was nie opuszcza, szalonych wakacji i masy czytelników, których nigdy nie jest za dużo.
    Przepraszam, że znów się "rozgadałam", ale czasem nad tym nie panuję.
    Ściskam mocno, Marina. ♥
    PS. Oszalałyście. Dodawanie rozdziałów o 3.40? Naprawę oszalałyście. Uwielbiam Was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Za każdym razem gdy dodajemy rozdział czekamy na Twój komentarz! Dziękujemy, że się tak rozpisujesz to wiele dla nas znaczy ^^
      I będziemy zaszczycone, jeśli zastosujesz coś takiego na swoim blogu. Jejciu, na prawdę, kiedyś zadedykujemy Ci rozdział, chociaż to pewnie i tak nie wynagrodzi tych długich komentarzy ;u; ♥
      PS. O tej godzinie zwykle chodzimy spać XD

      Usuń
    2. Dla mnie to czysta przyjemność. Jeśli blog mi się naprawdę podoba, piszę, piszę, piszę i nie mogę przestać, bo jest tyle rzeczy do opisania, omówienia, wychwalania.
      Naprawdę cieszę się wiedząc, że tak bardzo wyczekujecie moich komentarzy. :D To naprawdę, cóż, kochane i miłe.
      Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, w końcu gdzieś muszę się rozpisać, hahaha.
      Ponownie Was uściskam i już uciekam, bo coś czuję, że zaraz opowiem wszystkim o całym moim życiu.
      Doceniona Marina pozdrawia i przesyła całusy. ♥
      PS. Spokojnie, ja często też zasypiam o tej godzinie, a potem mama gromi mnie wzrokiem, bo wstaję o 8 i wypijam dwa kubki kawy na miły początek dnia.

      Usuń
  7. Ekstra rozdział, jestem tutaj pierwszy raz, ale będę wpadała częściej. Świetnie się czyta :)

    Zapraszam do mnie: http://miecwlasnezycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Tori i Tom ;33333
    Dylan taki słodki za każdym razem :333
    Oczywiście jak zawsze nowy rozdział super,ale właśnie szkoda,że nie było większej akcji :D
    Oglądałyście już nowe odcinki TW?
    Takie super *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniamy, że w następnym rozdziale akcja już będzie :>
      I tak, oczywiście, że oglądałyśmy! Mistrzostwo *-* Sezon 5 może przebić pozostałe, według nas, choć smutno, że nie ma już niektórych postaci :c
      ~Starkweather

      Usuń
  9. Czytałam ten rozdział kilka dni. Co chwilę ktoś albo coś mi przeszkadzało. Nareszcie... a jednak nie. Wróciłam! Teraz chwila na napisanie komentarza.
    Zatem: chill'owy (że tak to nazwę) był ten rozdział. Akcji jakieś wielkiej nie było, ale też nie przymuliłaś. Podobało mi się jak Tori i Tom poszli się przejść. Oglądanie gwiazd było bardzo romantyczne ^^ Zabieranie waty cukrowej Dylanowi przez Lie było fajne i takie "zaczepne".
    Dziewczyny zaczynają nową "akcje". Jest w nich moc! W kolejnym rozdziale będzie więcej akcji? Na pewno powinna być ciekawa :)
    Do kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominowałam ten blog do LBA :)
    http://differences-thomassangster-fanfiction.blogspot.com/p/lba-li.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaramy odpowiedzieć się na pytania w najbliższym czasie. Dziękujemy ^^

      Usuń
    2. I chciałam poinformować, że znalazłyście się u mnie w zakładce " polecane blogi" :)

      Usuń