sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 11


(Z góry przepraszamy za tego śmiesznego pana mówiącego na końcu piosenki, który bezczelnie przerwał nam nastrój ;-;)
-----------------------------------------------------
"Watch me as I touch the sky
Still I fly"

*LIE*

  Skręciłam w przecznicę kierując się w stronę domu Dylana; tak jak obiecałam mu wczoraj. Jak na razie Roy się nie odzywał więc można było uznać, że jest usatysfakcjonowany zabójstwami oraz pieniędzmi z włamań. Jednak pozostało nam jeszcze osiem zleceń więc prędzej czy później odezwie się ponownie. 
  W telewizji huczało, a bogate ryby wypowiadały się, że zostały bankrutami. Nie jest mi ich żal, zasłużyli sobie. Pewnie dlatego nie mam wyrzutów sumienia kiedy ich okradam. 
  Słońce z każdą minutą zbliżało się ku zachodowi. Wraz z lekkim wiatrem, który rozwiewał moje włosy, tworzyło przyjemną atmosferę. Przeszłam przez oświeconą lampami ogrodowymi dróżkę i stanęłam przed drzwiami. Zadzwoniłam i  nie czekałam długo na odpowiedź. Otworzył mi uśmiechnięty Dylan, po czym zaprosił do środka. 
  - Poczekaj chwilę- poprosił i udał się szybkim krokiem do kuchni. 
  Stałam w salonie, przypominając sobie ostatnią wizytę u O’Briena. Zaczęłam się rozglądać, przechodząc wolno przez pokój. Duży telewizor i podłączone playstation. Duże szyby i wyjście do ogrodu, w którym znajdował się basen. Najbardziej jednak zwróciłam uwagę na instrument znajdujący się w rogu -gitara. Na samo wspomnienie jak mama uczyła mnie grać, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
  Wzięłam instrument to rąk i usiadłam na brzegu kanapy. Przejechałam palcami po strunach, a każda wydała dobrze mi znany dźwięk. 
  Pamiętam jakby to było wczoraj. Siadałyśmy wieczorem na ganek z mamą i grałyśmy, najczęściej utwór “Umbrella”. Zaczęłam grać tak, jak za dawnych lat. Skupiłam się na dźwięku, na rytmie i na chwytach. Poczułam się jak za tych wieczorów. Myślałam, że kiedy otworzę oczy ona będzie obok mnie.
  Podskoczyłam jak małe dziecko przyłapane na myszkowaniu w nocy, kiedy kątem oka zauważyłam Dylana, opierającego się o framugę. Patrzył prosto na mnie, a w ręku trzymał dwie butelki piwa korzennego. 
  - Nie wiedziałem, że grasz - powiedział zdziwiony. 
  - Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz - odparłam,  odkładając instrument na miejsce.
 *** 

  Stawiałam ostrożnie każdy krok, powoli posuwając się naprzód. 
  - Mogę już otworzyć oczy? - zapytałam po dłuższej chwili. 
 - Właściwie tak - odpowiedział zadowolony. 
  Znajdowaliśmy się na dachu. Rozejrzałam się dookoła, zachwycona widokiem West Holywood z takiej wysokości. Dylan usiadł i otworzył piwa, poklepując miejsce obok siebie, zapraszając mnie w ten sposób, bym usiadła. Zabrałam napój i wzięłam łyk, patrząc na zachód słońca. 
  - Zabierasz tu wszystkie swoje dziewczyny? - spojrzałam na niego kątem oka. 
  - Nie, zwykle zabieram je do łóżka - odparł patrząc na mnie poważnie. Jednak jego usta wygięły się w szeroki uśmiech. 
  Oparłam się o ramię chłopaka i siedzieliśmy w milczeniu. Przechodnie wyglądali jak mrówki, a my byliśmy wielkoludami. W końcu słońce całkiem zaszło za horyzont, zostawiając na niebie księżyc. 
  Mimo że w Los Angeles było ciepło, to noce bywały chłodne. Dylan zauważył to i nałożył na mnie swoją bluzę. 
  - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć i przyjść o każdej porze. 
  Słowa chłopaka wywołały ciepło na moim sercu. Były tylko dwie osoby, a raczej już tylko jedna - Tori - która wiedziała o mnie wszystko i wiedziałam, że mogę liczyć na nią w każdym momencie. Jednak zaczęłam ufać Dylanowi. 
  Zaczęliśmy zadawać sobie nawzajem pytania, by poznać się lepiej. Nad niektórymi musiałam się trochę zastanowić aby nie powiedzieć za dużo. Z każdą godziną zmieniałam zdanie o nim. Na prawdę się pomyliłam. Przecież on nie może mieć nic wspólnego z wujkiem. 
  Albo jakimś cudem upiłam się piwem korzennym i zaczęłam wszystkim ufać.


*TORI*

  Kolejne zlecenie - a nawet trzy zlecenia, ponieważ mogłam wykonać je za jednym razem - było banalne. Po wczorajszym zabójstwie nabrałam dawnej pewności siebie. Lie zrobiła już swoje wcześniej, włamując się do prywatnych grafików moich ofiar oraz czyszcząc im konta. Bez problemu znalazłam opuszczony magazyn, w którym odbywała się na pozór nieszkodliwa partyjka pokera. Załatwiłam sprawę szybko za pomocą niezawodnego rewolweru.
  Wyszłam z magazynu, zostawiając za sobą trupy. Włożyłam broń za pasek i przykryłam skórzaną kurtką. Wsiadłam na motor, kiedy w mojej kieszeni rozległ się dzwonek zwiastujący nową wiadomość. Sięgnęłam po butelkę wody, a potem po telefon. Wzięłam spory łyk i prawie się oplułam, kiedy przeczytałam sms-a od Lie. Byłam pozytywnie zaskoczona, ponieważ przyjaciółka w końcu spotkała się z Dylanem z własnej inicjatywy. Uśmiechnęłam się pod nosem.
  Wróciłam do domu, jednak ten wydał mi się nagle dziwnie cichy i pusty. Wzięłam szybki prysznic, jak zawsze po morderstwie. Przebrałam się w czarną koszulkę na ramiączkach oraz czarne spodnie, ponieważ zamierzałam poćwiczyć jeszcze w garażu. Jednak wciąż coś nie dawało mi spokoju.
  Wczorajsza rozmowa z Tomem.
  Zacisnęłam ręce na blacie aż zbielały mi kostki. Oparłam się o płytę, zdając się całkowicie na jej stabilność. Było mi źle, że musiałam go okłamywać, ale nie wyobrażałam sobie powiedzenia wszystkiego prawie nieznajomej osobie. Owszem, lubiłam spędzać z nim czas. Działał na mnie jak nikt inny nawet jeśli nie chciałam przyznać się do tego przed samą sobą. Jednak postawienie całego mojego życia na tak cienkiej szali było szaleństwem. Co nie znaczy, że nie mogłam się z nim spotykać.
  Ten chłopak przyciągał mnie do siebie jak magnez. Jego uśmiech, spokojne podejście, błysk w oczach kiedy ze mną rozmawiał.
  Odepchnęłam się od blatu i zgarnęłam kluczyki. Ubrałam kurtkę, wzięłam kask, po czym wyszłam, zostawiając za sobą milczący dom.

***
  Pół godziny później stałam już z zakupami pod domem Toma. Postanowiłam odwdzięczyć się za wczorajszą kawę. A może po prostu chciałam go znów zobaczyć? Odgoniłam od siebie te myśli.
  Otworzył mi po paru minutach. Był boso, przecierał zaspane oczy, a włosy miał uroczo zwichrzone po drzemce. Warto było też dodać, iż był bez koszulki. Nie należałam do tych dziewczyn, które mdleją na widok umięśnionej klaty, lecz nie mogłam też narzekać na widoki.
  - Tori? - zapytał zdziwiony, ale i szczęśliwy.
  - Obudziłam cię?
  - Miałem właśnie wstać, wchodź.
  Minęłam go w progu, spoglądając ze zdziwieniem na zegarek. Dochodziła osiemnasta. Natychmiast zrozumiałam, że odsypiał noc. Uśmiechnęłam się złośliwie.
  Położyłam zakupy na blacie w kuchni, uważnie się mu przyglądając. Tylko siłą woli powstrzymywał się od ziewania. Siedział przygarbiony, ale wodził za mną wzrokiem kiedy myślał, że nie patrzę. Miałam ochotę się roześmiać.
  - Masz strasznego kaca - powiedziałam w końcu. Spojrzał mi w oczy, gdy zrozumiał, że został przyłapany. Uśmiechnął się sennie i podparł głowę na ręce.
  - Przyszłaś zrobić mi kolację?
  Przytaknęłam, rozpakowując zakupy.
  - Zadośćuczynienie za wczorajsze pączki.
  - Chyba powinienem ci je częściej przynosić skoro na drugi dzień mam cię mieć w swojej kuchni - puścił mi oczko.
  Z gardła wyrwał mi się śmiech, więc natychmiast zasłoniłam usta dłonią. Jego uwagi były tak absurdalne, że nie mogłam reagować inaczej. Odwróciłam się szybko, udając, że czegoś szukam, by nie widział jak mnie rozbawił.
  Sięgnęłam po deskę i zaczęłam kroić pomidory. Przez chwilę pracowałam w ciszy, a on tylko na mnie patrzył. Czułam jego wzrok na sobie, boleśnie odczuwalny. Wiedziałam, że obserwuje moje dłonie, w których trzymałam nóż. Nie byłam do tego przyzwyczajona. W końcu rzuciłam mu spojrzenie z nad warzyw.
  - Swoją drogą często przyjmujesz gości w bokserkach? - wrzuciłam do ust kawałek papryki.
  - Czujesz się skrępowana? - rzucił, komicznie poruszając przy tym brwiami.
  Wywróciłam oczami. Wrzuciłam do rondelka to, co już posiekałam. Usłyszałam jak Tom wchodzi ze śmiechem po schodach, by się ubrać. Zamyśliłam się na chwilę, szatkując zioła, gdy poczułam na sobie jego ręce. Podskoczyłam przestraszona. Nawet nie słyszałam, gdy wrócił.
  - Miałeś tak nie robić, pamiętasz? - syknęłam.
  Zaśmiał mi się cicho do ucha, ja poczułam gęsią skórkę na ramionach. Zacisnęłam zęby.
  - Wybacz, lubię obserwować jak reagujesz.
  Odwróciłam się do niego i natychmiast tego pożałowałam. Nasze twarze dzieliło na prawdę nie wiele. Zaklęłam w myślach; zrzuciłam jego ręce z talii.
  - Bawią cię moje instynkty samozachowawcze? - spytałam z niedowierzaniem.
  - Tori, nie śmieję się z ciebie - wyjaśnił, już poważny - Zastanawiam się tylko dlaczego nikogo do siebie nie dopuszczasz.
  Już cię do siebie dopuściłam, pomyślałam gorzko.
  - To, że nie lubię dotyku z zaskoczenia, nie znaczy, że nikogo do siebie nie dopuszczam - odparłam żałośnie. Odwróciłam się do niego plecami, zmuszając, by w końcu się ode mnie nieco odsunął. - Wyrobiłam sobie pewne odruchy i czuję się z tym bezpieczniej. Potrafię zadbać sama o siebie - dodałam z goryczą.
  Tom westchnął.
  - Nie twierdzę, że to źle.
  - Wiem.
  Czułam jak przysunął się bliżej. Podchodził do mnie jak do dzikiego zwierzątka, które może spłoszyć się przy gwałtowniejszym ruchu. Następnie, bardzo, bardzo delikatnie, objął mnie. Spięłam się jak struna. A później przypomniałam sobie, że zawsze był dla mnie delikatny. Przypomniałam sobie uśmiechy, przypadkowe muśnięcia dłoni. Rozluźniłam się. Mieszałam cały czas coś w garnku, ale byłam świadoma jego ramion.
  - Widzisz? - szepnął mi do ucha. - Nie jest tak źle, prawda?
  - Nie - przyznałam. Niepewnie oparłam głowę na jego torsie. Wyczułam, że się uśmiecha, więc i ja pozwoliłam sobie na ten gest. Nie czułam się źle, mogłam mu zaufać.
  - Obiecuję, że nie będę robił nic bez twojej zgody - ciągnął szeptem, przytulając mnie do siebie jak kruchą figurkę. - Ale przyzwyczaj się do takich gestów. Chciałbym móc cię przytulać - odgarnął mi włosy na bok, po czym złożył delikatny pocałunek na moim policzku, ledwie muskając przy tym skórę wargami - i całować w policzek lub we włosy. Jak przyjaciółkę, rozumiesz?
  Kiwnęłam głową, niezdolna wypowiedzieć jakiekolwiek słowo. Obrócił mnie do siebie i spojrzał mi w oczy.
  - Nigdy nie zrobił bym ci krzywdy.
  Zapewniłam go samym uśmiechem, że wiem to doskonale. Również się uśmiechnął.
  - To dobrze, Tori.

***
  Godzinę później jedliśmy już kolację i śmialiśmy się z własnych kiepskich żartów. Nawiązałam z nim swego rodzaju więź. Bardzo przyjacielską więź.
  - Powinniśmy się gdzieś wybrać całą czwórką - rzuciłam, wkładając do ust nawinięty na widelec makaron. - Ty, Dylan, ja i Lie. Ostatnio spędzam z nią za mało czasu - przyznałam smutno.
  Przytaknął zgodnie.
  Nagle w mojej kieszeni odezwał się telefon. Przeprosiłam i wyszłam na zewnątrz, ponieważ sms był z zastrzeżonego numeru. Miałam wyjść przed dom.
  Na werandzie Toma leżał lśniący, srebrny dyktafon. Zaczerpnęłam tchu i odtworzyłam wiadomość. Rozejrzałam się niespokojnie czy posłaniec jeszcze gdzieś się czai.
  - Wykonałyście już cztery zlecenia - z małego głośnika popłynął głos Roy’a.   -  Imię waszej piątej ofiary to Charles Butler.
  Dyktafon wypadł mi z ręki. Poczułam jakbym dostała w pięścią brzuch. Chwilowo zabrakło mi tlenu, a w głowie kołatała mi się tylko jedna myśl:
  Ze wszystkich ludzi na świecie, dlaczego to musi być on?




11 komentarzy:

  1. Chyba pierwszy raz perspektywa Lie jest na początku. Wspaniały rozdział! No i pojawili się moi kochani chłopcy! Idealnie.
    Jeżeli jednak Dylan okaże się współpracować z wujem, nie będzie tak kolorowo, więc miejcie się na baczności ;--;
    Tori i Tom.. niech ona wreszcie go do siebie dopuści, błagam! Będzie tak pięknie! I te podwójne randki:)))
    Okej, chyba zapomniałam, co było w poprzednich rozdziałach, bo nazwisko Charlesa mało mi mówi. Nie bijcie, nadrobię w najbliższym czasie.
    Czekam na kolejny rozdział ! <3
    i zapraszam do siebie, dodałam ostatnio coś nowego;)
    http://make-me-heart-attack.blogspot.com/

    L x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu mogę mieć przez was problemy. Ale co mi tam. Warto. Jak zwykle rozdział cudowny. Chyba się zakochałam w Tomie. Urzekła mnie jego delikatność. Kocham waszego bloga. Czekam na dalsze rozdziały ;) Pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Szczerze? Przeczytałam ten rozdział jako jedna z pierwszych, bo gdy wczoraj weszłam na bloggera pokazało się, że nowy rozdział dodano 5 minut temu. Aaaale... jestem leniem i komentuję dopiero teraz;3
    Rozdziała jak zwykle cudny ♥ Piszę właśnie to zdanie dość często u was, ale co tu dużo mówić - cudnie piszecie, więc rozdział też cudny. Bardzo mi się podoba, jak autorka... hmm, ta od Tori (nie znam imion), przedstawiła relacje jej i Toma. Takie delikatne, takie piękne i ostrożne ♥ Jednym elokwentnym słowem? Awwww;3 Troszeczkę się dziwię, że Dylan tak szybko zaufał Lie (i z wzajemnością), ale nie będę się czepiać;)
    Weny, weny, weny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Meh, nie to konto XD
      Wiktoria, miło mi ^^ Cieszę się, że się podoba :3
      ~Tori

      Usuń
    3. O, imienniczka! Witam, witam ♥

      Usuń
  3. ♥ Najlepszy rozdział!
    Serio. Podoba mi się najbardziej ze wszystkich, które tu przeczytałam. Zarówno scena na dachu i gotowanie w kuchni były taaakie słodkie! Cieszę się, że zawiązują się między nimi takie przyjacielskie wiezi ^^
    Życzę duuużo weny i czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiecie, co Wam powiem? Przyzwyczaiłam się, że to Tori zaczyna pierwsza swoje wypowiedzi, więc gdy zaczęłam czytać przekonana, że to właśnie jej dzieło, nie rozumiałam, dlaczego opisuje relacje z Dylanem. Dopiero gdy zerknęłam na nagłówek, palnęłam się w głowę i wybuchnęłam śmiechem. Gapcio ze mnie.
    Ale pomijając moje nierozgarnięcie, rozdział jest super (żadna niespodzianka). Lie z gitarą to ciekawe zjawisko, zupełnie jak Tori przy sztalugach. Dobrze, że poza zleceniami zachowują swoje "normalne" i "ustatkowane" życie.
    Najbardziej spodobało mi się spotkanie Tori z Tomem. Od dzisiaj oficjalnie ich shippuję, Tomi foreva! Więź między nimi jest taka... subtelna, a zarazem tajemnicza, podoba mi się. Ewidentnie Tori jest niedostępna i nikogo do siebie nie dopuszcza, ale to, co łączy ją z Tomem i to, jak się przy nim zachowuje, jest naprawdę niesamowite.
    Wracając do Lie, mam nadzieję, że nie będzie nigdy dane jej zawieźć się na Dylanie. Chyba za bardzo się do niego przywiązała. Jeśli ten kiedykolwiek ją skrzywdzi, pozwólcie, że osobiście go rozszarpię.
    Charles Butler... to ten znajomy dziewczyn, prawda? Ten od "księżniczki" i ten, który kazał im się zmienić. Czuję, że to nie będzie łatwe. Roy trafił w czuły punkt Tori, to oczywiste. Mam nadzieję, że te zlecenie nie sprawi, że dziewczyna się załamie, to byłby absolutny koniec.
    PS. Mam teraz okazję odwdzięczyć się Wam za ostatni komentarz na moim blogu. Tak więc: ♥♥♥♥♥ Uwielbiam Was, pamiętajcie! I dziękuję za wszystkie emocje, jakie dajecie poprzez pisanie nie tylko nowych rozdziałów, ale także przez wszelakie opinie, jakie mi wystawiacie.
    Życzę multum weny!
    Wasza Marina ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Hello,
    Przybywam, by zostawić po sobie ślad. Przeczytałam i jestem zadowolona. Miła odmiana. Tym razem skupiłyście się na życiu prywatnym bohaterek i dotrzymałyście obietnicy o pojawieniu się Dylana i Toma!
    Bardzo podobała mi się ta więź między panami, a dziewczynami. Bardzo intymna. Ale w przypadku Tori było to o wiele delikatniejsze. Takie bardziej subtelne. W przypadku Lie znów udało się zrobić coś naturalnego, ale spontanicznego. Obie wersje bardzo mi się podobały.
    Właściwie nie będę się miała do czego przyczepić (nie lubić!!!). Świetnie piszecie. Mogłybyście jedynie zrobić kilka akapitów, które wprowadziłyby charakterystykę charakterów obu dziewczyn. Na zasadzie kontrastu. Ciekawa jestem, jak by to wyszło. Ale to tylko taki mój pomysł wpadł mi do głowy. I bez tego jest na najwyższym poziomie.
    Pozdrawiam was serdecznie <3.

    OdpowiedzUsuń
  6. JEZU OBSADA <3
    ŚWIETNE OPOWIADANIE
    IDEALNA OBSADA
    ZAJEBISTY STYL PISANIA
    DYLAN
    SORKA, ŻE NA KAPSIE
    ALE TO SĄ EMOCJE
    CHCĘ WIĘCEJ.
    OBSERWUJE :*
    ~ Julie
    Ps. Zapraszam do siebie:
    http://dalsze-losy-herosow.blogspot.com/
    http://ulica-niespelnionych-marzen.blogspot.com/
    http://art-school-story.blogspot.com/
    http://tworczosci-julie-tajemnicza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Aww piękny rozdział! No swoją drogą data wstawienia go też ładna XD Szkoda że nie przeczytałam tego rozdziału w porę to bym miała prezent na urodziny 👌😁
    Wracając do rozdziału. Ja jestem rządna więcej takich rozdziałów! Mam nadzieje że jak będę czytać następne to takie będą.

    OdpowiedzUsuń