piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 8


I cannot stop this sickness taking over
It takes control and drags me into nowhere.

*TORI*

*Nowy York, rok temu*


  Biegłyśmy, czując się jak ścigana zwierzyna. Kiedy znalazłyśmy się na obrzeżach miasta, dałam Julii znak, by się zatrzymała. Oparłam dłonie na kolanach, zginając się tym samym w pół. Złapała mnie kolka i miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Nawet ja nie byłam przystosowana do tak wielkich dystansów.
  - Gdzie...ten...cholerny...wóz? - wydyszała Julia.
 - Charlie...powinien być tu...lada chwila - odparłam, niemniej zdyszana. Kręciło mi się w głowie od nadmiaru adrenaliny oraz przebytych kilometrów.
  Kiedy uspokoiłyśmy oddechy na tyle, by móc normalnie rozmawiać, usiadłyśmy na wilgotnej od rosy ziemi. Uliczna latarnia po przeciwnej stronie szosy dawała bezpieczny półmrok, w którym nie musiałyśmy się niczego obawiać. 
  Usłyszałyśmy ciężki pomruk jeepa. Kiedy samochód wjechał w światło, bez problemu rozpoznałyśmy również jego kierowcę. Mężczyzna zatrzymał pojazd i wyskoczył na asfalt. W ręku trzymał kopertę.
  - Charles - powitałam go z ulgą. Niemal rzuciłam mu się na szyję.
 - Witaj, księżniczko - wyszczerzył do mnie zęby. Przytulił mnie i Julię. Czułam, że przyjmuje nasze bezpieczeństwo z ogromną ulgą. Wyciągnął w naszą stronę szarą kopertę. - Tutaj są dokumenty, akty własności, kluczyki do mieszkania...najważniejsze rzeczy. Pilnujcie tego jak oka w głowie. - Przykazał. - W jeepie znajdziecie resztę rzeczy.
Przyjęłam kopertę, nie sprawdzając nawet jej zawartości. Ufałam mu.
  - Nie wiem co byśmy bez ciebie zrobiły - odezwała się Julia. - Dziękujemy.
  - Podziękujecie kiedy znajdziecie się w Los Angeles, księżniczko - uśmiechnął się. Przytulił nas raz jeszcze. Łzy wezbrały mi do oczu. - A teraz jedźcie. Wszystko powinno wystarczyć na początek. Musicie przelać jeszcze pieniądze ze starego konta na nowe, a później całkowicie je usunąć. Nic nie może po was zostać, jasne?
  Przytaknęłyśmy zgodnie. Nie było czasu na długie pożegnania. Julia usiadła za kierownicą. Kiedy już ruszyłyśmy, odpakowałam zawartość koperty. Na nie do końca wyrobionych dowodach (brakowało jeszcze zdjęć) widniały nazwiska: Victoria Starkweather oraz Natalie Castey.
  Julia spojrzała mi przez ramię.
  - Gdzie zdjęcia?
  Przeczytałam szybko dołączoną do dowodów notkę. Zgniotłam papierek i zacisnęłam na nim palce, jakby był moją ostanią nadzieją. Przełknęłam gulę w gardle.
  - Musimy przejść...małą metamorfozę.
  Nastąpiło krótkie milczenie. Wiedziałam już co trzeba zrobić. Kazałam zatrzymać Julii samochód. Zjechałyśmy na pobocze. Spojrzała na mnie zaniepokojona. 
  - Musimy sobie przysiąc - zaczęłam z mocą. - Przysiąc, że nigdy nie wrócimy do tego co robiłyśmy. Że zaczniemy nowe życie.
  Julia odetchnęła ciężko. Wystawiłam mały palec.
  - Przysięgnij - nakazałam.
  Po dłuższej chwili zahaczyła swoim małym palcem o mój, co oznaczało zawartą przysięgę. Robiłyśmy tak jako dzieci, ale ten gest był czymś w rodzaju połączenia naszej starej, dobrej bajki oraz tej, w której byłyśmy złymi charakterami. Jedyne, przez co nie utraciłyśmy do końca naszego człowieczeństwa i nie poskradałyśmy zmysłów.
  - Przysięgam.
  Uśmiechnęłam się smutno. W końcu znów ruszyłyśmy w drogę. Turlałam notkę Charlesa między palcami kiedy opuszczałyśmy miasto.
 - Co jest tam napisane? - przyjaciółka zauważyła karteczkę. Wypuściłam wolno powietrze, ponieważ dostrzegłam w przekazie Charliego drugie dno.
“Zmieńcie się”

*Los Angeles, obecnie*

  Zapukałam delikatnie w drzwi przyjaciółki, by zasygnalizować swoją obecność. Stałam w progu z elektryczną świeczką w dłoniach. Trzymałam ją kurczowo jakby była moją ostatnią deską ratunku. Lie, która siedziała z laptopem na kolanach, odłożyła urządzenie gdy tylko mnie zobaczyła. Poklepała zachęcająco miejsce obok siebie. Wzięłam głęboki wdech i usiadłam, lecz na przeciwko niej.
  Położyłam świeczkę między nami.
 - Pamiętasz? - zapytałam cicho. Odchrząknęłam i zaczęłam mówić nieco głośniej: - Bawiłyśmy się w to jako dzieci. Świeczka Prawdy? - podsunęłam, a w duchu uśmiechnęłam się z powodu tej absurdalnej nazwy. - Osoba, która zapalała na niej światełko powinna mówić prawdę i tylko prawdę. A druga powinna wszystko jej wybaczyć.
  Lie uśmiechnęła się. Zapatrzyła się w zgaszony teraz, plastikowy płomyczek.
  - Rodzice nie pozwalali brać nam prawdziwych świeczek - zaśmiała się. - A jeśli skłamałaś, musiałaś zjeść łyżeczkę soli w ramach kary. Pamiętam.
  Poprawiłam się niespokojnie na łóżku. Usiadłam w siadzie skrzyżnym jak mała dziewczynka.
  - Czy...możemy w to teraz zagrać? - poprosiłam szeptem, czując jak ogarnia mnie panika, smutek, a także nagromadzone w ostatnich dniach przerażenie.
 - Tori, dlaczego chcesz się bawić w coś, co wymyśliłyśmy jako dzieci? - zaniepokoiła się.
  - Może jeśli wyznam ci prawdę jak dziecko, będę miała wyrzuty sumienia jak dziecko.
  Zapadła cisza. Dłonie, w których nadal trzymałam świeczkę, drżały delikatnie zdradzając moje obawy. Próbowałam je uspokoić, ale niezbyt mi to wychodziło. Zabrałam je więc i ukryłam za plecami, wpierw zapalając płomyczek.
  - Nie masz soli - zauważyła przyjaciółka z nerwowym śmiechem.
  - Nie zamierzam kłamać.
  Zaczęłam mówić. O Royu, o tym, że złamałam naszą przysięgę sprzed roku oraz zleceniach. Ciężar w miarę spadał mi z serca, barków i umysłu. Lie pozwalała mi się nim z sobą dzielić. Słuchała uważnie, nie dając po sobie znać, jak bardzo jest przerażona. Ale bała się tak samo jak ja, ponieważ znała konsekwencje aż za dobrze. Kiedy skończyłam poczułam wielką ulgę, iże mogłam jej się zwierzyć.
  Zgasiłam światełko, a pokój znów pogrążył się w półmroku jaki dawał niebieski ekran laptopa Lie.
  - Zrobimy to co nam każe - powiedziała w końcu. Wciąż patrzyła w zgaszoną świeczkę.
  - My?
  Wyrzuciła ręce w górę.
  - Chyba nie myślałaś, że zostawię cię z tym sama? - odparła, patrząc na mnie jak na idiotkę. Byłam jej za to niezwykle wdzięczna. - Działamy razem, Tori. Jak zawsze.
  Zdobyłam się na namiastkę uśmiechu.
  - Alexis i Julia znowu w akcji, co? - spytałam retorycznie, przełykając gorzkość tych słów.
  Lie westchnęła.
  - Na to wygląda.



*LIE*

  Gdy Tori opowiedziała mi o wszystkim, poczułam jak mój ciężar kłamstwa staje się jeszcze większy. Powinnam powiedzieć, że również złamałam dane słowo, ale czy teraz to ma jakikolwiek sens kiedy powrócił Roy? Nie. Teraz i tak znów powrócę oficjalnie do tego, do czego jestem stworzona. 
  Na ekranie laptopa wyświetliło się czarne okienko. Szybko założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać rozmowy Dylana oraz Anthony'ego. 
  - Dylan, zastanów się... 
 - Znasz moje zdanie - oznajmił zimno chłopak.
  Westchnięcie wujka oraz ponowna próba, ale tym razem dobitna:
  - Masz się pojawić w... 
  Zakłócenia przerwały ważne zdanie Anthony'ego, które mogło mnie naprowadzić na właściwą drogę. Zaczęłam szybko wpisywać różne kombinacje, by powrócić do rozmowy. Moje oprogramowanie jakimś cudem się wyłączyło, nie miałam już żadnego dostępu do telefonu Dylana. Przeklnęłam głośno. Byłam o krok, by dowiedzieć się czy współpracuje z wujem, chociaż w systemie agencji, nie ma śladu aby był jednym z nich. Dalej miałam mieszane uczucia co do niego, a ta rozmowa potwierdziła moje obawy. Wkurzona zeszłam do salonu gdzie Tori oglądała wiadomości. Usiadłam obok niej, udając, że nic się nie stało. Powinnam jej powiedzieć o tym, że wujkiem Dylana jest człowiek, który chciał nas zabić, ale Roy...tego było za dużo. 
  Ciszę przerwała przyjaciółka.
  - Dzwonił Tom, zaprosił nas na domówkę - powiedziała, przełączając na inny kanał. Uśmiechnęłam się pod nosem - wpadłam na genialny pomysł. 
  Gdzie jest Tom, tam też Dylan. 
  - Jedziemy - odparłam zadowolona. Tori spojrzała na mnie zdziwiona, widziałam, że ma już zamiar odmówić - Nie ma mowy, musimy się rozerwać, masz pół godziny - powiedziałam, wstając z kanapy i udałam się do pokoju, by nie słyszeć marudzenia przyjaciółki. 
*** 
   - Lie, nie wiem czy to dobry pomysł. Nie cierpię ludzi.
 Udawałam, że jej nie słyszę i otworzyłam drzwi do domu Toma. Oczywiście były otwarte, by zaproszeni goście mogli wchodzić i wychodzić dobrowolnie.     
  Weszliśmy w tłum ludzi. Podłoga wibrowała pod wpływem basów. Ujrzałam Toma w centrum zainteresowania. Odwrócił się w naszą stronę, uśmiechnął się i staksował Tori od góry do dołu. 
  Uderzyłam ją lekko w ramię.
  - Idź do niego, bo zaraz wywierci w tobie dziurę wzrokiem - powiedziałam z uśmiechem. 
  Zaczęłam przeciskać się przez tłum, by choć na chwilę usiąść. Do uszu dochodziły tylko urywki różnych rozmów. Tom naprawdę zaprosił sporo ludzi, niektórzy bawili się świetnie, a nie którzy rzucali się na siebie wzajemnie. Czułam się jak worek treningowy. Nie chcący wpadłam na czarnowłosą kobietę ,a później zostałam odepchnięta na rudego mężczyznę. Trudno było mi dostrzec gdzie znajduje się jakiekolwiek wolne miejsce. Pchnięta przez kogoś znajdującego się za mną, poleciałam do przodu i uderzyła rękoma w chłopaka, stojącego do mnie tyłem. Szybko powróciłam do pionu, a moja ofiara odwróciła się w moją stronę. No tak, oczywiście. O'Brien. 
  - Lie, miło cię widzieć ,- oznajmił odsuwając się od grupki dziewczyn. Były w moim wieku lub trochę młodsze. Każda była piękna i wysoka, idealna dla Dylana. 
  - No, co za spotkanie - uśmiechnęłam się do niego. Dziewczyny wydawały się być niezadowolone, że odciągnęłam od nich aktora. Brunetka szepnęła mu coś na ucho po czym odwróciła się na wysokich szpilkach. -Widzę, że się dobrze bawisz.
  Dylan mruknął coś pod nosem i zabrał szklankę napoju procentowego z tacy, którą właśnie niósł barman, a następnie wręczył mi drinka.
  - Chodź zatańczyć - szepnął mi do ucha. Przytaknęłam na jego propozycję. 

*** 

  Piosenka lecąca teraz była przeznaczona dla par więc Dylan złapał mnie w talii i zaczęliśmy wolno się kołysać. 
  - Mogę skorzystać z twojego telefonu? - zapytałam nagle, głośno, by mnie usłyszał. 
  - Jasne - zaczął szukać po kieszeniach komórki.
  - Proszę - usłyszałam głos za sobą więc odwróciłam się do niższego ode mnie chłopaka, który trzymał w ręce telefon. Podziękowałam, a w myślach przeklinałam, wkurzona. Plan szlak trafił. 
  Oddaliłam się trochę dalej i udałam, że rozmawiam. Musiałam wymyślić inny pomysł, ale przez wypite trunki nie myślałam racjonalnie. Po pięciu minutach wróciłam i oddałam telefon mężczyźnie. Podziękowałam jeszcze raz. Kątem oka zauważyłam, że do Dylana ponownie przylepiły się dziewczyny. Wywróciłam oczami i wyszłam na zewnątrz by nabrać świeżego powietrza.

 -------------------------------------------------------------------------------
Uznałyśmy, że nie będziemy robić sobie nadziei na to, że będziemy dodawać posty regularnie XD Jednak jeden na tydzień na pewno się pojawi, szczególnie w okolicach piątku-niedzieli. Dziękujemy za każdy komentarz oraz obserwację, a najbardziej za samą chęć poznania tej historii.
~Autorki

10 komentarzy:

  1. Hej hej :) wbiła i tutaj. Rozdział zaliczony, ale jestem z telefonu i niekonfortowo się czyta :/ jutro nadrobie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział krótki, ale to nie szkodzi. Był przyjemny. Trzeba czytać małe przypisy "rok temu", "teraz". Mimo okularów cofałam się kilka razy aby to ogarnąć >.<
      Ta akcja na początku była lekkim nawiązaniem do tego co miało się dziać później.
      Dobrze że Tori powiedziała to co jej leżało na sercu. Szczerość to klucz do sukcesu. Fajnie że tak się stało.
      Nienawiść do ludzi... hmmm... nigdy się z takimi osobami nie spotkałam, nie wiem co mam powiedzieć. Każdy ma czasami gorsze dni.
      Życzę weny i do zobaczenia w następnym rozdziale :)

      Usuń
  2. Już traciłam nadzieję na kolejny rozdział no! ;3 Ale jest, lepiej późno niż wcale.
    Napisany bardzo dobrze, ale ZA KRÓTKI! Dopiero zaczynam czytać, a tutaj koniec? No ej, tak się nie robi:((
    Dobrze, że Tori wyznała prawdę, ale Lie nie powinna ukrywać przed nią tak ważnej sprawy. Oby tylko Dylan nie miał z tym nic wspólnego, proszę! Lubię go.. Natalie też go lubi, więc załatwione :D
    Rozumiem ją, też mam takie dni, gdy towarzystwo ludzkie w ogóle mi nie leży. No, ale jak Tom zaprasza, grzech nie skorzystać! So party must go on.
    Czekam na kolejny <3
    i przy okazji zapraszam do siebie, dodałam nowy rozdział:)
    http://make-me-heart-attack.blogspot.com/

    L x

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no, no! Nareszcie! Nareszcie szczerze ze sobą porozmawiały i chwała wam za to;) Wiecie, nawet nie mam do czego się przyczepić. Dobra, przyznawać się! Która ma szóstkę z polskiego? Bo któraś ma na pewno, jeśli nie obie;3 W każdym razie, chcę was bardzo pochwalić, bo rozdziały (wszystkie) są pisane właściwie bezbłędnie! Od czasu do czasu znajdę gdzieś brakujący przecinek i to nie zawsze. Narracja wychodzi wam świetnie, a akcja i fabuła... co tu dużo mówić. Boskie ♥ Postacie wykreowane świetnie. Z charakterem i tajemnicami;3 No kurcze, nie mam do czego się poważnie przyczepić nawet;) Zastanawiam się tylko, jak wygląda u was pisanie... Czy każda z was jest odpowiedzialna za jedną bohaterkę czy siadacie razem i we dwie piszecie?
    Nie zostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział i życzyć wam weny;) No i udanych wakacji ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda pisze fragment swojej bohaterki ;3 Dziękujemy za tak ciepłe słowa i również życzymy przyjemnych (w końcu to wolne od szkoły!) wakacji ^^

      Usuń
  4. Heh, czekałam!
    Bardzo fajny rozdział, zresztą jak zwykle. Podoba mi się, że Tori wreszcie powiedziała prawdę. No i jestem ciekawa co wymyśli Lie!
    Czekam na kolejny i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Co tu dużo mówić - klasa, jak zwykle. Rozdział ciekawy, trzymający a w napięciu, zwłaszcza jeśli chodzi o sam początek. Najbardziej cieszę się z tego, że Tori ostatecznie postanowiła wyjawić wszystko Lie. Dobrze, że ma do niej zaufanie, sama na pewno nie poradziłaby sobie z ogromem problemów.
    Co do Dylana, uch, tyle wątpliwości, tyle tajemnic. A już myślałam, że Lie ponownie uda się włamać do jego telefonu. No cóż, może niedługo dowiem się, czy chłopak wpakował się w jakieś machlojki z wujem. Ale jak na razie, budujcie takie napięcie, uwielbiam tę szczyptę tajemnicy.
    Poza tym, chcę Wam pogratulować. Po przeczytaniu Waszej odpowiedzi pod komentarzem Wiki totalnie mnie zamurowało. Całość każdego z rozdziałów wygląda tak, jakby pisała je jedna osoba. Skoro jednak faktycznie każda tworzy swoją część - duże brawka. Widać, że jesteście dobrze zgrane i potraficie perfekcyjnie się uzupełniać. Nigdzie niczego nie brakuje, a ja jestem pełna podziwu.
    Dlatego życzę Wam weny i przede wszystkim spokojnych wakacji! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze gdy wchodzę na wasze opowiadanie to natrafiam na nowy rozdział ,przypadek?:D
    A ten jeszcze zawierał piosenkę jednego z moich ulubionych zespołów :3
    Weny ,dużo weny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej ;)
    wybaczcie zwłokę, ale ostatnio mam trochę mniej czasu. Rozdział ciekawy. Zwłaszcza retrospekcja z początku rozdziału.
    Tylko jedne zastrzeżenie. W dialogu powinno być "chodź zatańczyć", a nie "choć". Ale to chochlik. Nic wielkiego.
    Ogólnie rzecz biorąc, podobało mi się. Trochę tylko za szybko leciał mi czas na tej domówce. Więcej szczegółów otoczenia ubarwiłoby klimat. Ale to subiektywna opinia, a dzieło jest w końcu w pełni wasze. I czyta się je całkiem miło.
    pozdrawiam,
    http://crownsjewel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Uff tak dawno nie czytałam waszego ff że myślałam że zapomnę o co chodziło. Jednak mam dobrą pamięć do ff XD Dylan zrobił się podejrzany, z resztą od poczatku był! Nie przedłużając idę na następny rozdział bo mam bardzo ich dużo do nadrobienia.

    OdpowiedzUsuń