*TORI*
Nowy York, cztery lata temu
Wściekła, rzuciłam łuk na stół. Charles i Julia siedzieli na kanapie, oglądając telewizję. Spojrzeli na mnie dziwnie.
- Kiepski dzień, księżniczko? - spytał Charlie, unosząc brew. Julia włożyła garść popcornu do ust, nawet nie siląc się na komentarz.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam w jego stronę. Opadłam na kanapę między nimi. Chłopak tylko się roześmiał i objął mnie bratersko ramieniem. Wyrwałam mu się natychmiast, klnąc pod nosem.
- Co jest? - odezwała się w końcu przyjaciółka.
Wskazałam oskarżycielsko na łuk, spoglądając przy tym wściekle na Charlesa.
- To jest. Kazałeś załatwić mi tego faceta pieprzonym łukiem, choć dobrze wiesz, że wolę kule niż strzały. Dlaczego?
Charles tylko chwycił łuk i zważył go w dłoni. Westchnął ciężko, przyglądając się krzywiźnie broni.
- Łuk uczy cierpliwości, Alex - powiedział, już całkiem poważny. - Poza tym, dobrze strzelasz.
Podniosłam się z kanapy, sfrustrowana. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Widocznie nie dość dobrze - wycedziłam. Odwróciłam się na pięcie, a przez ramię rzuciłam jeszcze tylko: - Chybiłam.
I wyszłam.
xxx
Wieczorem, Charles usiadł na moim łóżku. Powiedział, że nic się nie stało, po czym wcisnął mi do ręki strzałę. Kazał ćwiczyć mocniej i ciężej. Zdenerwowałam się, że kazał mi robić coś, czego nie lubiłam. Być dobrą w czymś, w czym wcale nie byłam. Zareagowałam tak gwałtownie, ponieważ nie byłam przyzwyczajona do porażek. Jednak później zaczęłam doceniać jego nauki. Charles może i był wymagający oraz surowy, ale był dla mnie jak rodzony brat. Kochałam go za jego upór i za nie traktowanie nas ulgowo. Za uśmiech, rozbawienie w najmniej odpowiednich momentach, a nawet za to głupie "księżniczko".
Po tym wydarzeniu chodziłam w nocy do piwnicy, by ćwiczyć strzelanie z łuku. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy chybiłam celu.
***
Los Angeles, obecnie
Wróciłam do środka, roztrzęsiona. Było mi się ciężko utrzymać na własnych nogach. Pomyślałam, że jeśli natychmiast nie wezmę się w garść, zrobię coś na prawdę głupiego, lub - co gorsza - rozpłaczę się.
Roy bawił się bezczelnie moimi uczuciami. Nie miałam pojęcia, co takiego mu zrobiłam, że tak mnie nienawidził. Jednak na każdym kroku starał mi się udowodnić jak mała według niego jestem. Nie byłam. Musiałam się pozbierać, ruszyć się z miejsca, coś wymyślić.
Tom podszedł do mnie szybkim krokiem, zapewne widząc, jak się chwieję.
- Tori, co się stało?
Przełknęłam ślinę.
Weź. Się. W garść.
- Jadę do domu - oznajmiłam. Zgarnęłam z blatu kluczyki oraz komórkę. Tom patrzył na mnie ze smutkiem w niebieskich oczach, ale nie próbował mnie zatrzymać.
-----------------------------------------------------------------
Spóźniony o dwa dni rozdział. Nadmiar weny z tamtych dni odgryza się teraz ;-; Mamy jednak nadzieję, że się podoba. Zastanawiamy się czy trochę "nie przymulamy", ale szykujcie się na rozdział trzynasty *niecne uśmieszki*
Standardowo dziękujemy za każdy komentarz. Nie odpowiadamy na wszystkie, ale czasem czytamy je po parę razy z szerokimi uśmiechami na ustach ^^
***
Światła były zgaszone, więc poznałam, iż Lie jeszcze nie wróciła. Bez zastanowienia udałam się do piwnicy.
Na środku wisiał samotnie worek treningowy. Nie wiele myśląc, zaczęłam w niego uderzać. Nie pięściami. Robiłam wykopy z pół-obrotu, wyprowadzałam ciosy z łokcia i ramion. Wyżywałam się na materiale. Nie zorientowałam się, gdy zaczęłam krzyczeć z frustracji.
Nie byłam smutna. Byłam poważnie wkurzona. Roy zadarł z bardzo niebezpieczną osobą, a Charlesowi nie spadnie włos z głowy.
Cios. Kopnięcie. Krzyk. Cios.
Zatraciłam się w walce z samą sobą, kiedy ktoś złapał mnie w pasie i odciągnął z łatwością od worka. Poznawałam te ramiona, obejmujące mnie zaledwie parę razy wcześniej. Jednak tym razem tylko spotęgowały moją wściekłość. Próbowałam kopnąć jeszcze parę razy worek w powietrzu, ale Tom konsekwentnie mnie od niego odsunął.
- Uspokój się - przykazał mi cicho do ucha. Zacisnęłam zęby, lecz wyrównałam oddech.
- Co ty tu robisz? - syknęłam. Przypomniałam sobie, że nie zamknęłam drzwi i zaklęłam pod nosem.
- Zadzwoniłem do Lie, bo chciałem dowiedzieć się czy dojechałaś do domu - wyjaśnił, odgarniając mi włosy z oczu. Przygarnął mnie do siebie. - Powiedziała, że nie wie, ponieważ sama jeszcze nie wróciła. Martwiłem się.
Napięcie oraz złość zaczęły powoli się ulatniać. Przestałam się szarpać. Zamiast tego odwróciłam się do niego i przytuliłam mocno. Byłam niższa od niego co najmniej o głowę, więc wtuliłam się w jego tors, obejmując go w pasie. Tom pogłaskał mnie z wahaniem po włosach.
- Chcesz o tym porozmawiać? - spytał.
Uściskałam go jeszcze bardziej.
- Nie.
***
Poszliśmy do mojej sypialni. Przebrałam się szybko w łazience, a gdy wróciłam, Tom siedział na brzegu łóżka ze zwieszonymi ramionami. Nie miałam pojęcia ile musiało kosztować go to wszystko. Nie chciałam, by przeze mnie cierpiał.
- Przepraszam - przerwałam ciszę, składając ubrania. Przewiesiłam je przez oparcie krzesła i usiadłam ostrożnie obok chłopaka.
- Za co? - zdziwił się.
Wzruszyłam ramionami.
- Za wszystko. Zachowuję się jak niepełnosprawna umysłowo, a ty za każdym razem musisz na to patrzeć. Nie rozumiem dlaczego jeszcze nie uciekłeś - dodałam, co miało zabrzmieć żartobliwie, ale wyszło dość gorzko.
Tom westchnął i objął mnie czule ramieniem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Tori, jesteś na prawdę wspaniałą osobą. Po prostu masz wiele problemów. Rozumiem to, okej? - puścił mnie, by usiąść po turecku na moim łóżku. Zrobiłam to samo, a on ujął moje dłonie w swoje, jak miał to w zwyczaju robić. - Dostrzegam w tobie tak wiele cudownych zalet, podczas gdy ty widzisz jedynie swoje wady. Nie masz mnie za co przepraszać...Lubię spędzać z tobą czas.
Czułam, że - wbrew sobie - zaczynam się rumienić. Tom zaśmiał się i musnął dłonią mój policzek.
- Widzisz? Nawet teraz to robisz - odparł, zadowolony z siebie.
- Robię co?
- Zachwycasz mnie, na każdym kroku - w jego oczach zamigotały iskierki. - Jesteś silna, inteligentna i piękna, a nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy - potrząsnął z niedowierzaniem głową.
Spuściłam wzrok na własne dłonie, splecione przed sobą.
- To nie brzmi, jakbyś mówił jak do przyjaciółki - stwierdziłam.
Na chwilę zapadła cisza, jednak szybko ją złamał:
- Czy przyjaźń wyklucza coś innego?
To mnie uderzyło. Tysiące emocji naraz. Dopiero co nauczyłam się mu ufać, nie mogłam być pewna, że mogę to odwzajemnić. Dodatkowo blokowało mnie to, kim byłam.
A na prawdę, na prawdę nie chciałam go skrzywdzić.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć - powiedział szybko, speszony.
Pociągnęłam go delikatnie za rękę. Położyłam się na boku, cała się spinając. Tom położył się niepewnie obok mnie. Wtulił twarz w moje włosy i przytulił mnie do siebie. Pocałował mnie w zagłębienie między szyją, a uchem.
- Dobranoc, Tori - szepnął.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Dobranoc, Tom.
- Powinnam już iść, a raczej już na pewno muszę iść - powiedziałam, wstając szybko z kanapy.
- Zostań na noc - zaproponował Dylan, jednak pokręciłam przecząco głową.
Zadeklarował się również, że odwiezie mnie do domu. Odmówiłam, ale i tak nie zwracał uwagi na moje sprzeciwy.
Jechaliśmy drogą oświetloną przez uliczne latarnie i blask księżyca, słuchając nieznanej mi piosenki. Przez szybę widziałam jak miejscowe kluby tętnią życiem, a grupa nastolatków prosi ochroniarza o wejście - tak właśnie wyglądało codzienne nocne życie w Los Angeles.
- Najlepszym rozwiązaniem byłoby gdybyś spała u mnie w łóżku… nie w wannie - spojrzał na mnie szybko i uśmiechnął dobrze mi znanym uśmieszkiem. Uderzyłam go lekko w ramię, jednak uważając, by nie stracił panowania nad kierownicą.
- Wolę swoje łóżko - odparowałam.
Kiedy już dotarliśmy pod mój dom, podziękowałam Dylanowi za miło spędzony dzień. Teraz również był zadowolony. Pożegnaliśmy się i wysiadłam z samochodu, kierując się do drzwi i szukając po kieszeniach kluczy. Byłam już zmęczona i wyobrażałam sobie jak idę do swojego pokoju, kładę się do łóżka i zapadam w świat Morfeusza. Gdy już wyciągnęłam klucze z przedniej kieszeni, te upadły z brzdękiem na podłogę.
Zanim udam się spać muszę sprawdzić czy z Tori wszystko w porządku, o ile jest w domu.
Po paru minutach w końcu udało mi się wejść do środka. Zdjęłam buty i ruszyłam na górę, oświecając po drodze światło.
- Tori! - krzyknęłam, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi od przyjaciółki. -Cholera jasna, Tori! - wrzasnęłam ponownie. Nie pukając do drzwi jej sypialni, po prostu je otworzyłam.
Stanęłam jak wryta, patrząc na Tori i Toma w łóżku, przytulonych do siebie. Na całe szczęście w ubraniach. Toma najwyraźniej obudziły moje krzyki, bo teraz spoglądał prosto na mnie. Chciałam szybko wyjść, by nie przeszkadzać. Odsuwając się do tyłu, uderzyłam plecami w drzwi z hukiem, przez co obudziła się również przyjaciółka.
- Lie? - zapytała zaspana.
- Cii… już mnie nie ma, nie przeszkadzajcie sobie - powiedziałam szeptem i, najszybciej jak tylko mogłam, opuściłam pokój.
Dalej w szoku, ale jednak zadowolona, że Tori znalazła kogoś, udałam się do swojego łóżka gdzie szybko odpłynęłam.
- Och, przepraszam, następnym razem zapukam, by wam nie przeszkodzić- zapewniłam z ręką na sercu.
- Nie chodzi o to - odparła, siadając przy stole. - O zlecenie.
Usiadłam na przeciwko przyjaciółki, czekając, aż wyjaśni kolejne zlecenie. Kogo tym razem mam znaleźć i okraść?
- Kolejną ofiarą jest Charles - powiedziała wolno.
Poczułam się, jakbym dostała pięścią w twarz. Charles jest dla mnie jak brat, od niego nauczyłam się hakować systemy, okradać banki...Dzięki niemu jestem geniuszem kodowania.
- Nie przyjęłam tego zadania - ponownie zabrała głos, jednak dalej miałam przed oczami wesołego Charlesa, który zawsze nam pomagał. Kiwnęłam tylko głową, że zgadzam się z jej decyzją. Nie wyobrażałam sobie okraść Charlesa z powodu Roya.
***
*LIE*
Kiedy skończyłam rozmowę telefoniczną z Tomem zorientowałam się, że jest już późno; zaczęłam się również zastanawiać czy Tori jest już w domu.- Powinnam już iść, a raczej już na pewno muszę iść - powiedziałam, wstając szybko z kanapy.
- Zostań na noc - zaproponował Dylan, jednak pokręciłam przecząco głową.
Zadeklarował się również, że odwiezie mnie do domu. Odmówiłam, ale i tak nie zwracał uwagi na moje sprzeciwy.
Jechaliśmy drogą oświetloną przez uliczne latarnie i blask księżyca, słuchając nieznanej mi piosenki. Przez szybę widziałam jak miejscowe kluby tętnią życiem, a grupa nastolatków prosi ochroniarza o wejście - tak właśnie wyglądało codzienne nocne życie w Los Angeles.
- Najlepszym rozwiązaniem byłoby gdybyś spała u mnie w łóżku… nie w wannie - spojrzał na mnie szybko i uśmiechnął dobrze mi znanym uśmieszkiem. Uderzyłam go lekko w ramię, jednak uważając, by nie stracił panowania nad kierownicą.
- Wolę swoje łóżko - odparowałam.
Kiedy już dotarliśmy pod mój dom, podziękowałam Dylanowi za miło spędzony dzień. Teraz również był zadowolony. Pożegnaliśmy się i wysiadłam z samochodu, kierując się do drzwi i szukając po kieszeniach kluczy. Byłam już zmęczona i wyobrażałam sobie jak idę do swojego pokoju, kładę się do łóżka i zapadam w świat Morfeusza. Gdy już wyciągnęłam klucze z przedniej kieszeni, te upadły z brzdękiem na podłogę.
Zanim udam się spać muszę sprawdzić czy z Tori wszystko w porządku, o ile jest w domu.
Po paru minutach w końcu udało mi się wejść do środka. Zdjęłam buty i ruszyłam na górę, oświecając po drodze światło.
- Tori! - krzyknęłam, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi od przyjaciółki. -Cholera jasna, Tori! - wrzasnęłam ponownie. Nie pukając do drzwi jej sypialni, po prostu je otworzyłam.
Stanęłam jak wryta, patrząc na Tori i Toma w łóżku, przytulonych do siebie. Na całe szczęście w ubraniach. Toma najwyraźniej obudziły moje krzyki, bo teraz spoglądał prosto na mnie. Chciałam szybko wyjść, by nie przeszkadzać. Odsuwając się do tyłu, uderzyłam plecami w drzwi z hukiem, przez co obudziła się również przyjaciółka.
- Lie? - zapytała zaspana.
- Cii… już mnie nie ma, nie przeszkadzajcie sobie - powiedziałam szeptem i, najszybciej jak tylko mogłam, opuściłam pokój.
Dalej w szoku, ale jednak zadowolona, że Tori znalazła kogoś, udałam się do swojego łóżka gdzie szybko odpłynęłam.
***
Następnego dnia, zaraz po orzeźwiającym prysznicu, udałam się do kuchni. Wyciągnęłam z szafki białą miseczkę, do której nalałam mleka i dosypałam płatki. W progu stała Tori z poważną miną.- Och, przepraszam, następnym razem zapukam, by wam nie przeszkodzić- zapewniłam z ręką na sercu.
- Nie chodzi o to - odparła, siadając przy stole. - O zlecenie.
Usiadłam na przeciwko przyjaciółki, czekając, aż wyjaśni kolejne zlecenie. Kogo tym razem mam znaleźć i okraść?
- Kolejną ofiarą jest Charles - powiedziała wolno.
Poczułam się, jakbym dostała pięścią w twarz. Charles jest dla mnie jak brat, od niego nauczyłam się hakować systemy, okradać banki...Dzięki niemu jestem geniuszem kodowania.
- Nie przyjęłam tego zadania - ponownie zabrała głos, jednak dalej miałam przed oczami wesołego Charlesa, który zawsze nam pomagał. Kiwnęłam tylko głową, że zgadzam się z jej decyzją. Nie wyobrażałam sobie okraść Charlesa z powodu Roya.
-----------------------------------------------------------------
Spóźniony o dwa dni rozdział. Nadmiar weny z tamtych dni odgryza się teraz ;-; Mamy jednak nadzieję, że się podoba. Zastanawiamy się czy trochę "nie przymulamy", ale szykujcie się na rozdział trzynasty *niecne uśmieszki*
Standardowo dziękujemy za każdy komentarz. Nie odpowiadamy na wszystkie, ale czasem czytamy je po parę razy z szerokimi uśmiechami na ustach ^^
Jeeej!!! Nareszcie udało mi się jako pierwsza napisać komentarz. Kocham waszego bloga. Kocham wasz styl pisania. Kocham waszą bezdenną wyobraźnię. Kocham Toma i Dylana. Kocham was. Zaraz chyba zacznę rzygać tęczą. Chciałabym umieć pisać chociaż w połowie tak dobrze jak wy. Jestem zachwycona tym rozdziałem (nie umniejszając innym, którymi zawsze byłam równie zachwycona). Tom przyszedł do Tori, bo się martwił, uspokoił ją i pozwolił jej zasnąć w swoich ramionach :D Słodkooo ^^ Życzę weny oraz miłego tygodnia ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~ Wasza (jak sądzę) najwierniejsza czytelniczka
Boziu, Tori i Tom! ❤ Tak słodko. Tylko czekać, aż Dylan okaże jeszcze więcej czułości Lie i będę w pełni zadowolona.
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału, super, choć nieco bardziej spokojny. Ale to nie umniejsza jego walorom, uwielbiam, gdy ukazujecie więzi utworzone między głównymi bohaterami. Rozwijają się niesamowicie płynnie i swobodnie, a to ogromny plus.
Cieszę się, że dziewczyny zrezygnowały z kolejnego zlecenia, to dobrze o nich świadczy. Obawiam się jednak, że Roy się zemści, nie tak łatwo będzie się go pozbyć (utwierdziły mnie w tym przekonaniu Wasze niecne uśmieszki). Coś czuję, że kolejny rodział wbije mnie w siedzenie. Ale właśnie tego oczekuję.
Poza tym, przeglądając zakładkę bohaterowie i patrząc na poobiznę Roya, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Czyżby fanki Marvela, a dokładniej Zimowego Żołnierza? Witam w klubie. ❤
Na zakończenie, jeszcze raz powtórzę - uwielbiam Was, pamiętajcie o tym!
Wasza wiecznie głodna Marina. ❤
Marvel życiem! :3 Choć akurat wizerunek Sebastiana pojawił się tutaj głównie z powodu serialu "Once Upon a Time", w którym gra Szalonego Kapelusznika (przy okazji polecam) ^^
UsuńMy też Cię uwielbiamy!
Z pewnością kiedyś obejrzę, od dawna już to planuję.
UsuńŚciskam mocno! ❤
Małe spóźnienie, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie.
OdpowiedzUsuńTORI I TOM, ALLELUJA! Nareszcie coś się ruszyło! Rozumiem, że do pocałunku jeszcze daleka droga, ale spokojnie. Małe kroczki jak najbardziej wskazane. Tylko teraz Dylan i Lie niech się ogarną, bo jeszcze u nich tych małych kroczków nie zniosę ;--;
Coś mi mówi, że Roy nie odpuści łatwo. Jeśli chce okraść Charliego, zmusi dziewczyny, by to zrobiły... dlaczego myślę, że to będzie chodzić o Dylana? Ehh, Roy, weź wyjdź.
Czekam na kolejny ! <3
L x
Uf, uf, uf. Trochę mam spóźnienie, ale to wszystko przez książkę (zaczytałam się "Darami Anioła" ♥). Przepraszam!
OdpowiedzUsuńZacznę od Tori i Toma. Ale słodziutko ♥ No i widac już między nimi taką więź ♥ Podoba mi się!
No i jeszcze Lie i Dylan, ale oni są od siebie zdecydowanie dalej, zauważyłam. Tak sięjakoś składa, że Tori i Tom cpraz więcej czasu ze sobą spędzają, a Lie, ale moze to tylko jakieś moje zwidy, jeszcze trochę boi się Dylana.
Ale na trochę dłużej chciałam się zatrzymac przy zleceniu. Cieszę się, ze dziewczyny je odrzuciły! Chyba nie mogłyby zrobic krzywdy swojemu przyjacielowi. Ale myślę, ze Roy może się zemścic, niestety.
No cóż, czekam na kolejny i weny, weny, weny życzę! ♥
W końcu doczekałam się tej pięknej sceny. Tom i Tori razem w jednym łóżku. Naprawdę, sceny ostrego seksu tu były zupełnie niepotrzebne i dobrze, że się nie pojawiły. Podobało mi się to. ALE! Jak to Charles?! Jak to wyrok na biednego Charlesa? Powariowałyście?! ;<<<
OdpowiedzUsuńOdnosząc się do kilku słów pod notką: absolutnie nie przymulacie. Rozkręcacie się w odpowiednim tempie. Bardzo mi się to podoba ;*
U mnie pojawiła się nowość, zapraszam w chwili ochoty
candlestick z
http://crownsjewel.blogspot.com/