sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 5



*Piosenka dla nastroju:*

I'm not sick but still so far away from sane.

*TORI*



  Przez cały czas myślałam o ciążącym, srebrnym dowodzie w kieszonce moich spodni. Kiedy Roy dowiedział się o naszej prawdziwej tożsamości musiałam zacząć się go obawiać. Chciałam wrócić do pokoju i odsłuchać wiadomość jaką mi zostawił. Chociażby z czystej ciekawości.
  - Tori?
  Otrząsnęłam się z zamyślenia. Spojrzałam zdezorientowana na Toma, który patrzył na mnie wyczekująco.
  - Wybacz, mówiłeś coś?
  Westchnął. Ujął moje dłonie gestem tak niespodziewanym, że nie odważyłam się ich cofnąć. Zamrugałam zbita z tropu, wciąż błądząc myślami gdzieś daleko.
  - Mówiłem przez ten cały czas - wyjaśnił z nieśmiałym uśmiechem, przypatrując się moim rękom. Ze smutkiem pogładził jedną z blizn. Jedną z wielu jakie nabyłam w młodości ćwicząc strzelanie. - Skąd je masz?
  To mnie ocuciło. Wyrwałam stanowczo dłonie z delikatnego uścisku. Nieświadomie sama dotknęłam jednego wyblakłych zgrubień. Odwróciłam szybko wzrok, zawstydzona swoim gwałtownych zachowaniem. Tom spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc.
  - To nic takiego - odparłam tylko.
  Zacisnął usta w wąską kreskę, lecz nie skomentował mojej odpowiedzi. Uśmiechnął się jedynie wymuszenie. Wskazał ruchem głowy na Dylana i Lie zmierzających w naszą stronę.
  - Chyba będziemy się już zbierać. Dziękuję za zaproszenie, Tori.
  - Nic takiego - powtórzyłam.

***

  Po wyjściu gości pobiegłam od razu do swojej sypialni. Przekręciłam klucz w zamku, nasłuchując przez chwilę. Usłyszałam kroki Lie i pukanie do drzwi. Westchnięcie, po czym ponownie kroki. Odetchnęłam głęboko, sięgając do kieszeni. Mały dyktafon napełniający mnie takim strachem. Nigdy nie sądziłam, że pokona mnie coś takiego.
  Wcisnęłam guzik, mimowolnie wstrzymując oddech. Głos, który popłynął z małego głośniczka, był głęboki, ale przestraszony. Zdesperowany.
  - Pomóż mi. Jeśli nie chcesz stracić jeszcze więcej, pomóż mi.
  Poczułam jak grunt usuwa mi się spod nóg. 
  Zerwałam się z miejsca. Podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej ciężki kufer. Wspomnienia powróciły, ale przemogłam się, wybierając pojedynczą strzałę. Grotem rozłożyłam dyktafon na części, wyrwałam z niego taśmę, by następnie porwać ją na kawałki. Opadłam zmęczona na podłogę, ściskając drzewce broni w ręku.



***

*LIE*


  Zeszłam do salonu gdy Tori pobiegła do pokoju i zamknęła drzwi. Przyjaciółka dzisiejszego dnia zachowywała się dziwnie - najpierw zaaranżowała spotkanie, zaczęła piec, a potem zamknęła się w pokoju. 
  Podeszłam do barku, zabrałam butelkę wina i kieliszek. Nalałam lampkę czerwonej cieczy, kładąc ją na ziemię, by mieć ją pod ręką. Położyłam się na kanapie, kładąc laptopa na brzuch. Nacisnęłam mały przycisk, który pobudził urządzenie do życia. Pierwsze co przyszło mi do głowy to przelać pieniądze na nasze konto - wypadek, naprawa - to wszystko kosztuje, a miliony na koncie powoli znikają. Jednak wybiłam sobie ten pomysł z głowy, obiecałam sobie jak i Tori, że nie wrócimy do tego; nie chciałam łamać obietnicy. 
  Wpatrywałam się nędznie w ekran, zastanawiając się co mogę zrobić. Kliknęłam dwa razy w ikonkę i po chwili włączyło mi się okno przeglądarki. W pasek wyszukiwarki wpisałam dwa słowa, a raczej imię i nazwisko: Dylan O'Brien. Chciałam się dowiedzieć parę faktów o chłopaku, który jest bardzo łaskawy skoro bez problemu wybaczył mi skasowanie jego jeepa. Nawet bez używania swoich umiejętności dowiedziałam się sporo o nim. Jest aktorem, ma dwadzieścia trzy lata, mieszał w Nowym Jorku. Najechałam kursorem na zakładkę z zdjęciami. Było ich sporo: sam na jakiejś gali, z jakąś dziewczyną, z Tomem i jedno zdjęcie z rodzicami oraz siostrą. Zaintrygowało mnie to więc zaczęłam szukać informacji na temat jego rodziny. Niestety - chroni swoją prywatność. Nie mogłam znaleźć niczego co mnie usatysfakcjonowało. 
  Wzięłam łyk wina i teatralnie strzeliłam palcami. 
  - No dobrze - powiedziałam sama do siebie. Użyłam swoich zdolności hakera i włamałam się na bazę danych wszystkich mieszkańców Kalifornii. Znalezienie samego O'Brien'a zajęło mi trochę czasu, ale w końcu na ekranie wyskoczyła mi cała rodzina O'Brien, ze zdjęciem dowodowym obok. Jego siostra, Julia ,była do niego podobna (a raczej on do niej bo była od niego starsza). Jego matka i ojciec wydawali się miłymi ludźmi, lecz gdy zobaczyłam konkretną osobę, moje serce na chwilę stanęło. 
  Usiadłam natychmiast wpatrując się w zdjęcie wujka Dylana. O nie, nie, nie.

   Rok temu, Nowy Jork 

   Tori, ubrana w czerń, podeszła do mnie, wymachując kopertą 
  - Nowe zlecenie - odparła, otwierając ją. Zawartość koperty położyła na szklanym stoliczku. Na kartce szlachetnego papieru znajdowało się zaledwie imię i nazwisko naszej ofiary. Anthony Benfield. Obok zdjęcie mężczyzny: krótkie, brązowe włosy, zarost i czekoladowe oczy. Od razu widać, że cholernie zamożny, jego garnitur pochodzi z najlepszej marki. 
  - No..no kolejny biznesmen - powiedziała z nieskrywaną radością przyjaciółka. 
    - Kolejny, biedny i martwy - wypowiedziałam wolno każde słowo, śmiejąc się. 

***

  Spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie. Anthony O'Brien. Oczywiście feralnego wieczoru podał fałszywe nazwisko, wszystko było perfekcyjnie ułożone. To była wtedy pułapka. Ręce zaczęły mi się trząść kiedy kliknęłam na dane Anthony'ego. Nie było niczego co by wskazywało czym naprawdę się zajmuje. Domyśliłam się kim może być. Skoro zostawił na nas pułapkę musiał tym wszystkim kierować. 
  Po godzinnych przeszukiwaniach dowiedziałam się nawet sporo. Pracuje w agencji i jest na czele rangi najlepszych agentów. Mieszka dalej w Nowym Jorku, z wykształcenia jest nauczycielem i ma bliznę biegnącą przez prawy policzek. Teraz byłam już w stu procentach pewna. To on. Wujek Dylana jest agentem, który dalej na nas poluje. 
  Usłyszałam huk zamykanych drzwi i kroki Tori. Wyłączyłam laptopa, usuwając przedtem historię. 
  - Co robisz? - zapytała przyjaciółka, która usiadła obok mnie. 
  - Wychodzę - odpowiedziałam, wstając. Odłożyłam urządzenie na stół. Muszę wszystko przemyśleć, za dużo wydarzeń jak na jeden dzień. Ubrałam bluzę i czarne trampki. 
  - Gdzie idziesz? - spytała znów Tori. 
  - Przejść się - odparłam, zamykając za sobą drzwi. 
  Słońce już zachodziło, kiedy usiadłam na krawężniku naprzeciwko sklepu, zajadając się donatami. Przez rozmyślanie o tych wszystkich informacjach zrozumiałam jedno - muszę mieć Dylana na oku.


7 komentarzy:

  1. Och, mam nadzieję, że Dylan nie jest w to jakoś zamieszany. To by była kompletna... no... masakra. I oby Lie nie ubzdurała sobie, że chłopak widuje się z nią tylko dlatego, bo tak kazał mu wuj. Bo to prawda, mam rację? Dylan jest dobrym i kochanym kolesiem, musi nim być.
    A więc ten cały Anthony odpowiada za problemy obu dziewczyn, interesujące. I to przez niego zginęła rodzina Tori i Lie? Dobra, nie pytam już więcej, macie mi na to nie odpowiadać, muszę mieć palpitacje serca za każdym razem, gdy będę czytać Waszego bloga.
    A pomijając moje głupie domysły, robi się coraz ciekawiej. Czekałam na ten rozdział z niecierpliwością, a kolejnego chyba nie dożyję. Podsyciłyście moją ciekawość do granic wytrzymałości. Chyba już wiem, co czują ludzie czytając moje wypociny, hahaha. :D
    Weny życzę ♥
    PS. Znalazłam kilka przecinków, a raczej ich brak, ale kto by na to patrzył, skoro czytanie wciąga tak bardzo, że momentalnie nie zwracałam uwagi na to, czy coś tam powinno być, czy też nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne *.* no no wujek Dylana chce zabić Lie i Tori?! Ciekawe co z tego wyniknie życzę weny kochana i jeżeli chodzi o Toma to zapraszam ns prolog nowego opowiadania http://sons-from-the-north.blogspot.com/ miło ny było jakbyś coś po sobie zostawiła
    Całuje xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Woow. No cóż, takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Wujek Dylana w to wszystko zamieszany? Ciekawa jestem co zrobi Tori. No bo ukrywa przed Lie, że zabiła? Musi jej chyba w końcu powiedziec.
    No cóż, jestem pod wrażeniem, więc życzę weny i czasu, żeby zaraz móc czytac kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju! Świetny rozdział!
    Nie spodziewałam się, że wujek Dylana będzie w to wszystko zamieszany. Ogólnie ciekawe kiedy Tori powie Lie, że zabiła :/ Kiedyś nadejdzie ten moment! xD
    A teraz czekan na nn! ;)
    Pozdrawiam, życzę masy weny i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział,lecz...Moje serce się łamie,gdy wiem ile jeszcze będę musiała czekać na następny :cccc
    Dzisiaj zaczęłam czytać to cudowne opowiadanie,za szybko mi to coś zleciało ;c
    Czekam z wielką niecierpliwością na następny rozdział!
    -Seky <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie pokomplikowałyście sytuacje :o Nie domyśliłabym się czegoś takiego! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Współczuję Lie. Poznała fajnego faceta, a teraz okazuje się, że jego wujek prawdopodobnie chce ją zabić. Lepiej chyba być nie mogło.
    Jestem ciekawa, czy Tom coś podejrzewa. Zapewne nie. Chyba nikt podczas drugiego spotkania, widząc parę blizn na rękach nie myśli; A no jasne, to była morderczyni. Z każdym rozdziałem coraz bardziej zakochuję się w tym opowiadaniu. Jedno z najlepszych jakie czytałam do tej pory. A siedzę w blogsferze prawie trzeci rok (no dobra, w lipcu będzie trzeci rok, ale shh). Mam nadzieję, że ta historia nie skończy się szybko!

    L x

    OdpowiedzUsuń