I cannot stop this sickness taking over
It takes control and drags me into nowhere.
*TORI*
*Nowy York, rok temu*
Biegłyśmy, czując się jak ścigana zwierzyna. Kiedy znalazłyśmy się na obrzeżach miasta, dałam Julii znak, by się zatrzymała. Oparłam dłonie na kolanach, zginając się tym samym w pół. Złapała mnie kolka i miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Nawet ja nie byłam przystosowana do tak wielkich dystansów.
- Gdzie...ten...cholerny...wóz? - wydyszała Julia.
- Charlie...powinien być tu...lada chwila - odparłam, niemniej zdyszana. Kręciło mi się w głowie od nadmiaru adrenaliny oraz przebytych kilometrów.
Kiedy uspokoiłyśmy oddechy na tyle, by móc normalnie rozmawiać, usiadłyśmy na wilgotnej od rosy ziemi. Uliczna latarnia po przeciwnej stronie szosy dawała bezpieczny półmrok, w którym nie musiałyśmy się niczego obawiać.
Usłyszałyśmy ciężki pomruk jeepa. Kiedy samochód wjechał w światło, bez problemu rozpoznałyśmy również jego kierowcę. Mężczyzna zatrzymał pojazd i wyskoczył na asfalt. W ręku trzymał kopertę.
- Charles - powitałam go z ulgą. Niemal rzuciłam mu się na szyję.
- Witaj, księżniczko - wyszczerzył do mnie zęby. Przytulił mnie i Julię. Czułam, że przyjmuje nasze bezpieczeństwo z ogromną ulgą. Wyciągnął w naszą stronę szarą kopertę. - Tutaj są dokumenty, akty własności, kluczyki do mieszkania...najważniejsze rzeczy. Pilnujcie tego jak oka w głowie. - Przykazał. - W jeepie znajdziecie resztę rzeczy.
Przyjęłam kopertę, nie sprawdzając nawet jej zawartości. Ufałam mu.
- Nie wiem co byśmy bez ciebie zrobiły - odezwała się Julia. - Dziękujemy.
- Podziękujecie kiedy znajdziecie się w Los Angeles, księżniczko - uśmiechnął się. Przytulił nas raz jeszcze. Łzy wezbrały mi do oczu. - A teraz jedźcie. Wszystko powinno wystarczyć na początek. Musicie przelać jeszcze pieniądze ze starego konta na nowe, a później całkowicie je usunąć. Nic nie może po was zostać, jasne?
Przytaknęłyśmy zgodnie. Nie było czasu na długie pożegnania. Julia usiadła za kierownicą. Kiedy już ruszyłyśmy, odpakowałam zawartość koperty. Na nie do końca wyrobionych dowodach (brakowało jeszcze zdjęć) widniały nazwiska: Victoria Starkweather oraz Natalie Castey.
Julia spojrzała mi przez ramię.
- Gdzie zdjęcia?
Przeczytałam szybko dołączoną do dowodów notkę. Zgniotłam papierek i zacisnęłam na nim palce, jakby był moją ostanią nadzieją. Przełknęłam gulę w gardle.
- Musimy przejść...małą metamorfozę.
Nastąpiło krótkie milczenie. Wiedziałam już co trzeba zrobić. Kazałam zatrzymać Julii samochód. Zjechałyśmy na pobocze. Spojrzała na mnie zaniepokojona.
- Musimy sobie przysiąc - zaczęłam z mocą. - Przysiąc, że nigdy nie wrócimy do tego co robiłyśmy. Że zaczniemy nowe życie.
Julia odetchnęła ciężko. Wystawiłam mały palec.
- Przysięgnij - nakazałam.
Po dłuższej chwili zahaczyła swoim małym palcem o mój, co oznaczało zawartą przysięgę. Robiłyśmy tak jako dzieci, ale ten gest był czymś w rodzaju połączenia naszej starej, dobrej bajki oraz tej, w której byłyśmy złymi charakterami. Jedyne, przez co nie utraciłyśmy do końca naszego człowieczeństwa i nie poskradałyśmy zmysłów.
- Przysięgam.
Uśmiechnęłam się smutno. W końcu znów ruszyłyśmy w drogę. Turlałam notkę Charlesa między palcami kiedy opuszczałyśmy miasto.
- Co jest tam napisane? - przyjaciółka zauważyła karteczkę. Wypuściłam wolno powietrze, ponieważ dostrzegłam w przekazie Charliego drugie dno.
“Zmieńcie się”
*Los Angeles, obecnie*
Zapukałam delikatnie w drzwi przyjaciółki, by zasygnalizować swoją obecność. Stałam w progu z elektryczną świeczką w dłoniach. Trzymałam ją kurczowo jakby była moją ostatnią deską ratunku. Lie, która siedziała z laptopem na kolanach, odłożyła urządzenie gdy tylko mnie zobaczyła. Poklepała zachęcająco miejsce obok siebie. Wzięłam głęboki wdech i usiadłam, lecz na przeciwko niej.
Położyłam świeczkę między nami.
- Pamiętasz? - zapytałam cicho. Odchrząknęłam i zaczęłam mówić nieco głośniej: - Bawiłyśmy się w to jako dzieci. Świeczka Prawdy? - podsunęłam, a w duchu uśmiechnęłam się z powodu tej absurdalnej nazwy. - Osoba, która zapalała na niej światełko powinna mówić prawdę i tylko prawdę. A druga powinna wszystko jej wybaczyć.
Lie uśmiechnęła się. Zapatrzyła się w zgaszony teraz, plastikowy płomyczek.
- Rodzice nie pozwalali brać nam prawdziwych świeczek - zaśmiała się. - A jeśli skłamałaś, musiałaś zjeść łyżeczkę soli w ramach kary. Pamiętam.
Poprawiłam się niespokojnie na łóżku. Usiadłam w siadzie skrzyżnym jak mała dziewczynka.
- Czy...możemy w to teraz zagrać? - poprosiłam szeptem, czując jak ogarnia mnie panika, smutek, a także nagromadzone w ostatnich dniach przerażenie.
- Tori, dlaczego chcesz się bawić w coś, co wymyśliłyśmy jako dzieci? - zaniepokoiła się.
- Może jeśli wyznam ci prawdę jak dziecko, będę miała wyrzuty sumienia jak dziecko.
Zapadła cisza. Dłonie, w których nadal trzymałam świeczkę, drżały delikatnie zdradzając moje obawy. Próbowałam je uspokoić, ale niezbyt mi to wychodziło. Zabrałam je więc i ukryłam za plecami, wpierw zapalając płomyczek.
- Nie masz soli - zauważyła przyjaciółka z nerwowym śmiechem.
- Nie zamierzam kłamać.
Zaczęłam mówić. O Royu, o tym, że złamałam naszą przysięgę sprzed roku oraz zleceniach. Ciężar w miarę spadał mi z serca, barków i umysłu. Lie pozwalała mi się nim z sobą dzielić. Słuchała uważnie, nie dając po sobie znać, jak bardzo jest przerażona. Ale bała się tak samo jak ja, ponieważ znała konsekwencje aż za dobrze. Kiedy skończyłam poczułam wielką ulgę, iże mogłam jej się zwierzyć.
Zgasiłam światełko, a pokój znów pogrążył się w półmroku jaki dawał niebieski ekran laptopa Lie.
- Zrobimy to co nam każe - powiedziała w końcu. Wciąż patrzyła w zgaszoną świeczkę.
- My?
Wyrzuciła ręce w górę.
- Chyba nie myślałaś, że zostawię cię z tym sama? - odparła, patrząc na mnie jak na idiotkę. Byłam jej za to niezwykle wdzięczna. - Działamy razem, Tori. Jak zawsze.
Zdobyłam się na namiastkę uśmiechu.
- Alexis i Julia znowu w akcji, co? - spytałam retorycznie, przełykając gorzkość tych słów.
Lie westchnęła.
- Na to wygląda.
*LIE*
Gdy Tori opowiedziała mi o wszystkim, poczułam jak mój ciężar kłamstwa staje się jeszcze większy. Powinnam powiedzieć, że również złamałam dane słowo, ale czy teraz to ma jakikolwiek sens kiedy powrócił Roy? Nie. Teraz i tak znów powrócę oficjalnie do tego, do czego jestem stworzona.
Na ekranie laptopa wyświetliło się czarne okienko. Szybko założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać rozmowy Dylana oraz Anthony'ego.
- Dylan, zastanów się...
- Znasz moje zdanie - oznajmił zimno chłopak.
Westchnięcie wujka oraz ponowna próba, ale tym razem dobitna:
- Masz się pojawić w...
Zakłócenia przerwały ważne zdanie Anthony'ego, które mogło mnie naprowadzić na właściwą drogę. Zaczęłam szybko wpisywać różne kombinacje, by powrócić do rozmowy. Moje oprogramowanie jakimś cudem się wyłączyło, nie miałam już żadnego dostępu do telefonu Dylana. Przeklnęłam głośno. Byłam o krok, by dowiedzieć się czy współpracuje z wujem, chociaż w systemie agencji, nie ma śladu aby był jednym z nich. Dalej miałam mieszane uczucia co do niego, a ta rozmowa potwierdziła moje obawy. Wkurzona zeszłam do salonu gdzie Tori oglądała wiadomości. Usiadłam obok niej, udając, że nic się nie stało. Powinnam jej powiedzieć o tym, że wujkiem Dylana jest człowiek, który chciał nas zabić, ale Roy...tego było za dużo.
Ciszę przerwała przyjaciółka.
- Dzwonił Tom, zaprosił nas na domówkę - powiedziała, przełączając na inny kanał. Uśmiechnęłam się pod nosem - wpadłam na genialny pomysł.
Gdzie jest Tom, tam też Dylan.
- Jedziemy - odparłam zadowolona. Tori spojrzała na mnie zdziwiona, widziałam, że ma już zamiar odmówić - Nie ma mowy, musimy się rozerwać, masz pół godziny - powiedziałam, wstając z kanapy i udałam się do pokoju, by nie słyszeć marudzenia przyjaciółki.
***
- Lie, nie wiem czy to dobry pomysł. Nie cierpię ludzi.
Udawałam, że jej nie słyszę i otworzyłam drzwi do domu Toma. Oczywiście były otwarte, by zaproszeni goście mogli wchodzić i wychodzić dobrowolnie.
Weszliśmy w tłum ludzi. Podłoga wibrowała pod wpływem basów. Ujrzałam Toma w centrum zainteresowania. Odwrócił się w naszą stronę, uśmiechnął się i staksował Tori od góry do dołu.
Uderzyłam ją lekko w ramię.
- Idź do niego, bo zaraz wywierci w tobie dziurę wzrokiem - powiedziałam z uśmiechem.
Zaczęłam przeciskać się przez tłum, by choć na chwilę usiąść. Do uszu dochodziły tylko urywki różnych rozmów. Tom naprawdę zaprosił sporo ludzi, niektórzy bawili się świetnie, a nie którzy rzucali się na siebie wzajemnie. Czułam się jak worek treningowy. Nie chcący wpadłam na czarnowłosą kobietę ,a później zostałam odepchnięta na rudego mężczyznę. Trudno było mi dostrzec gdzie znajduje się jakiekolwiek wolne miejsce. Pchnięta przez kogoś znajdującego się za mną, poleciałam do przodu i uderzyła rękoma w chłopaka, stojącego do mnie tyłem. Szybko powróciłam do pionu, a moja ofiara odwróciła się w moją stronę. No tak, oczywiście. O'Brien.
- Lie, miło cię widzieć ,- oznajmił odsuwając się od grupki dziewczyn. Były w moim wieku lub trochę młodsze. Każda była piękna i wysoka, idealna dla Dylana.
- No, co za spotkanie - uśmiechnęłam się do niego. Dziewczyny wydawały się być niezadowolone, że odciągnęłam od nich aktora. Brunetka szepnęła mu coś na ucho po czym odwróciła się na wysokich szpilkach. -Widzę, że się dobrze bawisz.
Dylan mruknął coś pod nosem i zabrał szklankę napoju procentowego z tacy, którą właśnie niósł barman, a następnie wręczył mi drinka.
- Chodź zatańczyć - szepnął mi do ucha. Przytaknęłam na jego propozycję.
***
Piosenka lecąca teraz była przeznaczona dla par więc Dylan złapał mnie w talii i zaczęliśmy wolno się kołysać.
- Mogę skorzystać z twojego telefonu? - zapytałam nagle, głośno, by mnie usłyszał.
- Jasne - zaczął szukać po kieszeniach komórki.
- Proszę - usłyszałam głos za sobą więc odwróciłam się do niższego ode mnie chłopaka, który trzymał w ręce telefon. Podziękowałam, a w myślach przeklinałam, wkurzona. Plan szlak trafił.
Oddaliłam się trochę dalej i udałam, że rozmawiam. Musiałam wymyślić inny pomysł, ale przez wypite trunki nie myślałam racjonalnie. Po pięciu minutach wróciłam i oddałam telefon mężczyźnie. Podziękowałam jeszcze raz. Kątem oka zauważyłam, że do Dylana ponownie przylepiły się dziewczyny. Wywróciłam oczami i wyszłam na zewnątrz by nabrać świeżego powietrza.
Uznałyśmy, że nie będziemy robić sobie nadziei na to, że będziemy dodawać posty regularnie XD Jednak jeden na tydzień na pewno się pojawi, szczególnie w okolicach piątku-niedzieli. Dziękujemy za każdy komentarz oraz obserwację, a najbardziej za samą chęć poznania tej historii.
~Autorki