czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 2


*Z serii: zrób nastrój i puść piosenkę do czytania c:*

"And I don't think the world is sold
I'm just doing what we're told"

*TORI*


  Wzięłam drżący oddech, chowając głowę między kolanami. Było mi niedobrze, bolała mnie głowa, a cały świat wirował, jakby chciał mi zrobić na złość. Cholerna whisky, wypominałam sobie przez cały czas.

  Wstałam, próbując opanować zawroty głowy i zatrzymać ściany. Wciągnęłam jeansy i koszulkę. Skrzywiłam się kiedy zabrzęczały moje bransolety oraz łańcuszki.

  Nigdy więcej whisky.
 Zeszłam na dół. Moje mdłości przybrały na sile, kiedy wyczułam swąd spalonego śniadania, unoszący się na całym parterze. Natalie siedziała z kompresem na kanapie, a przed sobą miała talerz pełen…w każdym razie czegoś czarno-żółtego.
-Zrobiłam jajecznicę-oznajmiła, nawet nie wyglądając zza okładu. Machnęła tylko ręką w stronę tego czegoś, co miało imitować jajka, a i to kosztowało ją chyba wiele siły.
Zasłoniłam usta ręką, czując jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła.
-Nie, dziękuję.
  Wyjrzałam za okno. Był idealny poranek w Los Angeles. Słońce świeciło w oczy, ale jak na razie nie było zbyt gorąco. Otworzyłam drzwi wyjściowe na oścież i owionął mnie zapach bryzy z nad morza.
-Wychodzę-poinformowałam lojalnie przyjaciółkę, która burknęła coś w odpowiedzi.
  Najpierw miałam zamiar udać się na plażę, ale nie wydawała mi się już tak przyjazna jak wczoraj. Gałęzie były porzucone na brzegu, a woda obmywała piasek przy kłodzie, na której zawsze siedzę. Odwróciłam się więc na pięcie, kierując w stronę miasta.
  Robiło się parno. Odgarnęłam włosy za uszy i weszłam do kawiarni.
-To co zwykle?-powitała mnie ponuro Cecille.
-Poproszę.
  Dziewczyna za ladą zaczęła przygotowywać moją kawę ze znudzoną miną. Była może w moim wieku, pisała wiersze, a jej włosy notorycznie zmieniały kolor z czarnego w czarny, w czym nie widziałam żadnego sensu. Poza tym była wciąż ponura, jakby świat się na nią uwziął.
  Bez słowa podała mi kawę i wyciągnęła dłoń po zapłatę. Wręczyłam jej banknot, wdzięczna za ten lurowaty napój, który pozwoli funkcjonować mi przez resztę dnia. Upiłam łyk, parząc sobie język.
  Jednak kiedy wyszłam, znalazłam kolejny dowód, że to świat się uwziął na mnie. Padało. Cholera, przecież w Los Angeles nie powinno padać dwa razy z rzędu, prawda?!
  Ludzie z chodników zaczęli pchać się drzwiami do kawiarni. Uznałam, że nie mam ochoty spędzić dnia w zatłoczonym lokalu, więc zaczęłam biec w stronę domu. Było parno, lecz mokro, co wcale nie było żadną pociechą. W dodatku zaczęło grzmieć.
-A NIECH CIĘ SZLAG, ŚWIECIE!-wrzasnęłam, starając się przekrzyczeć deszcz. Przyspieszyłam, czując jak włosy zwijają się w mokre strąki.
  Biegłam chodnikami w przeciwnym kierunku niż tłum. Przepychałam się, pędząc jak idiotka na ścianę deszczu.
  Nagle jakiś samochód zaczął zwalniać. Kierowca uchylił okno.
-Podwieźć panią?
  Nie powiem. Mężczyzna był niesamowicie uwodzicielski z tym swoimi kręconymi włosami i niebieskimi oczyma. Jednak w swoim życiu trzymałam się pewnych zasad, a po styczności z wieloma typami szukającymi zabójcy na zlecenie, „nie wsiadaj do samochodu przystojnego faceta” plasowało właśnie na samym szczycie mojej listy.
-Nie, dziękuję!-odkrzyknęłam i pobiegłam dalej.
Mężczyzna nic sobie z tego nie robił.
-Proszę się nie wygłupiać!
Odwróciłam się zirytowana w jego stronę.
-Nie mam zwyczaju wsiadać do samochodów obcych!
Deszcz zaczął lać mocniej, jakby chciał mi zrobić specjalnie na złość. W dodatku burza była coraz bliżej.
-Niech pani wsiada do tego cholernego auta!-krzyknął, wskazując na tylne drzwi. Był już całkiem mokry, jak ja. Uznałam, że i tak potrafię się bronić, więc zatrzymała się. Szarpnęłam za drzwiczki i wsiadłam do środka.
-Dziękuję-odetchnęłam z ulgą.
  Poinstruowałam go, gdzie jechać. Jechaliśmy więc, ale w milczeniu, przedłużającym się z każdą chwilą. Miałam ogromną ochotę wykręcić włosy, ale nie chciałam jeszcze bardziej zmoczyć tapicerki-i tak już ze mnie kapało. Wbiłam wzrok w okno, patrząc, jak mijamy moknące w ulewie palmy. Nagle się zatrzymał.
-Tutaj jest las-stwierdził.
-Lasek-poprawiłam.-Dość mały, muszę tylko przez niego przejść. Dam sobie radę-zapewniłam, już chcąc wychodzić.
-Chyba pani oszalała, nie mam zamiaru puścić panią w taką pogodę-oburzył się.-Jest burza, proszę sobie darować.
Westchnęłam głośno.
-Więc co pan zamierza?
-Pojedziemy do mnie.
  Wejście do cudzego samochodu jest głupie, ale godzenie się na wejście do jego domu jest jednym, wielkim kanionem głupoty. Pokręciłam przecząco głową, doskonale wiedząc, iż widzi mnie w lusterku.
-Nie ma mowy. Dziękuję za podwózkę.
  Lecz wtedy rozległ się głośny grzmot, niebo rozbłysło, a piorun walnął coś w oddali. Przeklęłam głośno, czując, jak cały mój upór paruje w chmury. Mężczyzna uśmiechnął się znacząco, a ja niemal zazgrzytałam zębami ze zdenerwowania. Zatrzasnęłam z powrotem drzwiczki.
-Niech będzie-zgodziłam się niechętnie, patrząc na prawy but, w którym tkwił bezpiecznie ukryty nóż.
***
  Muszę przyznać, iż nieznajomy okazał się prawdziwym dżentelmenem. Przyniósł mi suche ubrania, uprzedzając, że mogą być zbyt duże. Wysuszyłam ręcznikiem włosy, a następnie przebrałam się w szary t-shirt z bohaterami komiksów Marvela (natychmiast poczułam szacunek do mężczyzny, uwielbiałam Avengers) oraz spodenki, które musiałam przewiązać paskiem.
Gdy wyszłam, zastałam go w kuchni.
-Skoro uratowałeś mnie od wiecznego kataru i spalenia na popiół przez piorun, to czy mogę mówić ci na „ty”?-odezwałam się.
Odwrócił się od patelni i uśmiechnął do mnie szeroko. Miał na sobie niebieską koszulę oraz jeansy, a włosy wciąż lekko wilgotne. W dłoni trzymał szpatułkę do przewracania naleśników.
-Oczywiście. Przepraszam, że nie przedstawiłem się wcześniej. Jestem Tom.
-Victoria.
-Jesteś głodna?-spytał, zmieniając temat. Wskazał na patelnię. W całym pomieszczeniu pachniało nieziemsko i, nie chcę urazić uczuć Lie, o wiele lepiej niż dzisiejsze jajka.
  Szczerze mówiąc nie jadłam nic od rana przez kaca. Wypiłam jedynie pół kawy, ale nie byłam szczególnie głodna. W dodatku bałam się wszystko zwrócić przez te potworne mdłości. Odmówiłam więc grzecznie, siadając na wysokim stołku przy ladzie.
-Tutaj nie powinno padać-poskarżyłam się.
-Ale jeśli już pada, nie ma z tym żartów-odparł.-Powinnaś zostać dopóki wszystko się nie uspokoi.
  Kochane Los Angeles.

-Dziękuję-odparłam zgodnie z prawdą.



*LIE*



  Otworzyłam szeroko szare oczy i zobaczyłam tylko kontury dziwnych kształtów. Gwałtownie usiadłam, sięgając po nóż, który zawsze był przy mnie. Oczy przyzwyczaiły się do ciemności tak, że teraz mogłam zobaczyć, iż tym konturem był fotel. 
  Odetchnęłam głęboko i położyłam broń na kanapie. Spojrzałam na talerz, który znajdował się na stoliku i natychmiast zmarszczyłam nos, czując okropny swąd potrawy. Na sam widok czułam w gardle zwracający się trunek.   Powoli wstałam czując się jak by nogi zaraz miały się pode mną załamać. Przeciągnęłam się i zabrałam talerz obrzydliwej papki zwanej jajecznicą do kuchni. Na stole, gdzie powinniśmy spożywać posiłki, znajdowały się teraz puste butelki po whisky oraz winie. Otworzyłam białą szafkę, która znajdowała się pod zmywakiem i wyrzuciłam posiłek oraz butelki. Pozwoliłam sobie na chwilę kucnąć, gdyż poczułam, że zaraz wyleci ze mnie wulkan wymiocin. Gdy poczułam, że zbliża się wybuch pobiegłam do toalety, pozbywając się z żołądka ostatków alkoholu. Otarłam pot z czoło, przemyłam twarz zimną wodą. Wzięłam spory łyk kranówki, który idealnie chłodził podrażnione gardło. 
  Spojrzałam w lustro, które wisiało nad umywalką. Miałam poplątane jak i również przylepione do siebie kosmyki włosów. Rozmazany tusz do rzęs i fioletową śliwę pod prawym okiem. Delikatnie dotknęłam sinego miejsca, odruchowo syknęłam gdy poczułam przeszywający ból. Zaczęłam szukać w półce leków przeciwbólowych, które ukoją w jakimś stopniu tępy ból policzka. Twarz typka, który mnie zaatakował musi dziś wyglądać o wiele wiele gorzej niż moja. Weszłam do kabiny prysznicowej i wzięłam zimny prysznic próbując się opamiętać. Woda oraz tabletki sprawiły, że poczułam się naprawdę dobrze. Spięłam mokre włosy w kok i zapudrowałam sine miejsce. Podwinęłam rękawy koszuli, a następnie wróciłam do salonu. 
   Odciągnęłam żaluzję i rozejrzałam się po salonie opierając się o framugę. Po całym mieszkaniu rozległ się okropnie głośne bicie starego zegara, który wskazywał piętnastą. Sfrustrowana wspięłam się na oparcie kanapy po czym pchnęłam go ręką na ziemię. Spadł z hukiem rozbijając się. Zabrałam szczątki jakże pięknej pamiątki po poprzedniej właścicielce i wyrzuciłam do kosza. Później zabrałam się za czarny fotel, który zasłaniał widok pięknej plaży. Był ciężki więc zaczęłam go przesuwać po podłodze. Zaczerpnęłam trochę powietrza i poczułam, że mój żołądek domaga się jedzenia. Miałam już dość eksperymentowania w kuchni więc zamówiłam po prostu pizzę. W domu było cicho, wręcz za cicho. Słyszałam szybkie bicie swego serca. Włączyłam głośno muzykę, która przerwała dziwną ciszę. Ponownie zabrałam się do przesuwania fotelu do śmieci, które znajdowały się na zewnątrz. Po paru próbach w końcu udało mi się doprowadzić mebel do śmieci na dworze oraz nie potrzebną szafkę na szkło. Zrobiłam małe przemeblowanie w salonie i teraz wyglądał o wiele lepiej. 
  Podziwiałam swoją pracę z uśmiechem na twarzy, aż zadzwonił dostawca pizzy. Zapłaciłam mu oraz dałam napiwek. Wzięłam kawałek pizzy i rozsiadłam się na kanapkę wpatrując się w plażę.



11 komentarzy:

  1. Czekam na Dylana <33
    Trochę to dziwne, że Tom zawiózł ją do swojego domu mogąc zawieść ją do domu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wyjaśniam: była burza, a Tori musiałaby przejść przez lasek, by dotrzeć do domu. Tom do tego lasku nie mógł wjechać ponieważ był samochodem XD
      ~Starkweather

      Usuń
  2. No, fajny ten rozdział :) Pewnie będę musiała zacząć od początku, żeby dokładnie zorientować się co i jak.
    Wypatrzyłam kilka literówek,więc daję znać :)
    Zapraszam również do siebie war-of-strong-love.blogspot.com
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobry rozdział! A kiedy pojawił się Tom to już w ogóle się rozpłynęłam :D

    https://homicidium-voluptatem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie się zapowiada. Postaram się wpadać regularnie ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, a miałam cichą nadzieję, że zeswatasz Victorię z Dylanem... trudno, nie można mieć wszystkiego;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział naprawdę ciekawy. I te ukryte noże, które dziewczyny zawsze noszą przy sobie... Mam nadzieję, że niedługo dowiem się, co wydarzyło się w ich życiu te kilka lat wcześniej.
    Znalazłam kilka literówek i gdzieniegdzie zabrakło przecinków, ale takich błędów jest naprawdę niewiele i są praktycznie niezauważalne, bo tekst wciąga tak bardzo, że łatwo je ominąć.
    No i Tom ♥ A na samo wspomnienie o koszulce Avengers, od razu na twarzy pojawił mi się szeroki uśmiech.
    Powodzenia w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
  8. Postać Victorii coraz bardziej mnie fascynuje. Nawet nie chcę sobie wyobrazić, przez jak wielki koszmar przechodziła w ciągu tych sześciu lat.
    Idealny sposób na podryw. Poczekaj na deszcz, zmuś ją do wejścia do auta, zawieź do siebie i daj koszulkę z Iron Manem. Ale jak laska ma w bucie nóż, to już zupełnie inna sprawa. No cóż, Tom, powodzenia życzę! :')
    Kolejny rozdział przede mną, więc zmykam czytać.

    L x

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział! Bardzo lubię główne bohaterki. I te noże, które mają zawsze przy sobie. Cudo. Na początku pomyślałam, że Tom to jakiś psychol, który będzie chciał zabić Natalie. A tu klops. Mam nadzieje, że nie stanie się on zły.
    Przede mną jeszcze kilka na pewno cudownych rozdziałów, więc idę czytać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Chciałam napisać Victorie a nie Natalie. Przepraszam za pomyłkę.

      Usuń