piątek, 4 września 2015

Rozdział 17


"There's something inside you
It's hard to explain
There's something inside you boy
And you're still the same"

*TORI*

  Nie mogłam powiedzieć, że obudziłam się ze złamanym sercem, ponieważ prawie go już nie miałam.
  A może po prostu nie zdążyłam zakochać się w Tomie do tego stopnia, by można było mówić o takich uczuciach.
  Mogłam być nim zauroczona, zainteresowana, ale ja nie zakochiwałam się łatwo. Nigdy nie doznałam czegoś takiego. Inni chłopcy, z którymi jeszcze dwa lata temu spędzałam noce, byli jedynie rozrywką. Czymś jak sen, który zapomina się od razu po przebudzeniu. Prowadziłam życie niebezpieczne, lecz bogate. Nie miałam czasu na zakochanie się, na miłość. To nie istniało w moim przypadku.
  Więc obudziłam się z przeraźliwą wręcz obojętnością i chłodem zalewającym mi żyły. Dzisiaj wcielałyśmy w życie plan uratowania Charlesa. Nie mógł mnie rozpraszać Tom ani uczucia do niego. Nawet nie byłam ich pewna, a ostatnie, czego teraz bym chciała, to właśnie rozmyślanie o tym.
  Lie przygotowała mi wszelki potrzebny sprzęt. Jak zawsze na zleceniu była moimi oczami i uszami. Wsadziłam niepozorną słuchawkę do ucha.
  - Czuję się jak jakiś super tajny agent - wysiliłam się na żart.
  Lie poprawiła mi mikrofon wszyty w górną kieszeń w skórzanej kurtce. Chyba też nie było jej do śmiechu. Od tej misji zależała przyszłość rodziny Charlesa oraz nasza.
  - Znasz plan? - Upewniła się, gdy już skończyła. Wywróciłam oczami, puszczając to pomimo uszu. Dobrze wiedziała, że mogłabym wyrecytować go w środku nocy. - Wiem, wiem, po prostu...denerwuję się.
    Przegryzłam wargę odrobinę zbyt mocno - jak zawsze, gdy się stresowałam - i poczułam metaliczny posmak krwi w ustach.
  - Ja też - przyznałam.
***
6:56
  Tym razem było o tyle trudniej, że miałam kogoś uratować. Nigdy nie uratowałam czyjegoś życia. Mogłam go tylko pozbawiać.
  Zaparkowałam samochód przy posesji sąsiadów Charlesa. Nieświadomie wystukiwałam na kierownicy rytm jednej z moich ulubionych piosenek. Przestałam od razu, gdy się na tym przyłapałam. Tak samo przestałam przegryzać tę cholerną wargę i nerwowo podrygiwać nogą. Nabrałam naprawdę złych zwyczajów w stresowych sytuacjach. Niedobrze, Tori.
  W końcu zobaczyłam Charlesa. Było tak, jakby ktoś uderzył mnie w żołądek. Nawet z daleka mogłam dostrzec pewne nieprawidłowości, tak niezwykłe dla niego. Włosy miał odrobinę za długie - przydałoby mu się strzyżenie. Krok nie przypominał już przyczajonego kocura, jak to zwykłam go określać. Zmężniał. Wydoroślał, dojrzał...To po prostu nie był już tamten Charlie, choć dalej kochałam go tak samo.
  Wzięłam głęboki wdech i wysiadłam z samochodu. Poczekałam przy żywopłocie. Musiałam jakoś się uspokoić, lecz miałam ogromną potrzebę przytulenia go i przygładzenia mu tych niesfornych włosów.
  Byłby mnie minął, gdybym nie odchrząknęła. Stanął jak wryty, po czym uśmiechnął się szeroko. 
  - Alex! - krzyknął, z typowym dla siebie entuzjazmem. Przytulił mnie mocno. Oddałam gest, nieco powściągliwie. -  Boże, tak się cieszę, że cię widzę - wyszeptał, jakby spodziewał się, że pewnego dnia znajdzie moje martwe ciało na dnie rowu.
  - Też się cieszę, Charlie - łzy napłynęły mi do oczu. Przytuliłam go mocniej. Był o wiele wyższy ode mnie, zupełnie taki, jaki powinien być starszy brat, prawda? - I przepraszam.
  - Za co... - zaczął, ale nie zdążył. Nacisnęłam pewien punkt na jego szyi odpowiednio długo, by stracił przytomność. Otarłam czym prędzej słony płyn zasłaniający mi widoczność. Nie wzięłam pod uwagę transportu mojego dużego brata do samochodu, ale po nadludzkim wysiłku w końcu mi się to udało. 
  Czułam się, jakbym go zdradzała. Sam nauczył mnie tego chwytu, a teraz wykorzystałam go przeciwko niemu. 
  To dla jego dobra. Tylko i wyłącznie dla jego dobra.
  ***
7:34
  Tata był już na miejscu, razem z jednym z pracowników Roy'a. Widocznie uznali, że nie miał nic wspólnego z naszą ucieczką, ale nie ufali mu do końca. 
  Nieznajomy niepokojąco przypominał sługusa, którego zabiłam niegdyś w parku. Ten sam szczurzy wyraz twarzy. Odrzucało mnie na sam jego widok.
  Otworzyłam tylne drzwi samochodu, gdzie leżało bezwładne ciało Charlesa. Mężczyzna wyjął chusteczkę z kieszeni i przytknął ją sobie do nosa. Zachciało mi się śmiać na ten widok. Był coś zbyt wrażliwy jak na pracownika psychopaty.
  Nachylił się nad Charlesem.
  - Czy on nie powinien krwawić? - Spytał podejrzliwie.
  Prychnęłam cicho.
  - Żeby zaświnił mi tapicerkę? Śmierć przez uduszenie.
  Mężczyzna zmierzył mnie od stóp do głów krytycznym wzrokiem. Byłam zbyt drobnej postawy, za to Charles wydawał się składać wyłącznie z mięśni.
  Wzruszyłam ramionami.
  - Sprawdź tętno, jeśli mi nie wierzysz - dodałam.
  Wzdrygnął się i odsunął czym prędzej. Pstryknął palcami, wołając kogoś o imieniu Josh. Zaklęłam w myślach. Myślałam, że z obstawy Roy'a był tylko on, podczas gdy zza mojego samochodu wyszedł nastoletni mulat. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, że Cruger werbuje dzieci do swojej małej, psychopatycznej mafii.
  Josh bez emocji przyłożył dwa palce do szyi Charlesa. 
  - Nie żyje - oznajmił obojętnie.
  - Co zamierzacie zrobić z ciałem? - Odezwał się ten pierwszy.
  Zatrzasnęłam drzwi samochodu, zniecierpliwiona.
  - Nie twój cholerny interes - syknęłam. - Mogę je nawet sprzedać, jeśli chcę. A teraz żegnam.
  Mężczyzna skrzywił się z obrzydzeniem, zapewne wyobrażając sobie poszatkowane zwłoki na jakimś indyjskim straganie.
  - Jesteś odrażająca - rzucił tylko przez ramię, znów pstrykając na Josha. 
  Po ich odjeździe natychmiast ucisnęłam ten sam punkt na szyi Charlesa. Chłopak nabrał gwałtownie powietrza, chwytając się za gardło. Usiadł, próbując dojść do siebie.
  Pomogłam mu wysiąść z samochodu. Wciąż był w szoku. Rzuciłam mu się na szyję.
  - Boże, Charlie, tak strasznie cię przepraszam - krzyknęłam mu do ucha. Wytłumaczyłam mu wszystko od początku. Słuchał, nawet nie będąc szczególnie zaskoczonym. Bałam się, że będzie zły, ale on tylko westchnął ciężko. Potarł tylko miejsce nad brwią, jak zawsze, kiedy się martwił.
  - Nie powinienem był was na to narażać. Nie powinienem był was tego uczyć i zachęcać.
  Otworzyłam szeroko oczy. Zacisnęłam pięści, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedział.
  - Dałeś mi rodzinę, Charlie. - Spojrzał na mnie zaskoczony. - Więc przestań się użalać. Zacznij nowe życie, tak jak kiedyś pozwoliłeś na to nam. 
  Usłyszałam silnik samochodu Lie. Pocałowałam szybko Charlesa w policzek. Nie mogłam się rozkleić. Uśmiechnęłam się do niego krzepiąco. Nie potrafiłam jednak się odezwać, ze względu na to, że zabrzmiałoby to zbyt miękko i zbyt płaczliwie. On i tak zrozumiał.
***
7:44



Włączyłam radio, lecz każda piosenka była o bólu, stracie lub utraconej miłości. Miałam dość słuchania o ciągłym żalu, więc nacisnęłam z powrotem guzik. Usadowiłam się wygodniej na siedzeniu. Nie lubiłam prowadzić samochodu, ale nie wpakowałabym nieprzytomnego Charlesa na mój motocykl, więc ten jeden raz musiałam ustąpić.
  Właśnie przejeżdżałam autostradą, mijając rozłożyste palmy, kiedy straciłam panowanie nad kierownicą. Serce podeszło mi do gardła. Próbowałam zahamować, ale było tak, jakby to ktoś inny sterował pojazdem. Byłam niebezpiecznie blisko stłuczki z autem przede mną, więc niewiele myśląc skręciłam w bok. 
  Uderzenie, ból przeszywający czaszkę oraz kręgosłup, zimno, a potem nagłe gorąco. Coś ciepłego spłynęło mi z boku twarzy, lecz zanim zorientowałam się co to, pogrążyłam się w ciemnej pustce.


  

*LIE*


7:00

  Z lekkim opóźnieniem wyjechałam z domu, kierując się w stronę Corony.    Obmyśliłam każdy szczegół planu, z jednym wyjątkiem - jak wywieźć niczego nieświadomą kobietę. W najgorszym wypadku zagroziłabym jej, ale nie zamierzałam ryzykować jej poronieniem. 

  Przyśpieszyłam trochę, dochodząc do stu trzydziestu kilometrów na godzinę i sprawnie wymijając samochody. 
  - Skręć w lewo, a ominiesz korek - powiedziałam do mikrofonu przyczepionego do kurtki, który był połączony tym z Tori. - Potem prosto i będziesz na miejscu -dodałam, zamykając jedną ręką laptop z mapą oraz zaznaczoną drogą.
   Otworzyłam schowek, upewniając się po raz drugi, że nie zapomniałam najważniejszych dokumentów. Ponownie skupiłam wzrok na jezdni; m bliżej znajdowałam się domu Charlesa, tym bardziej traciłam swoją niezastąpioną pewność siebie. Spojrzałam przelotnie na cyfrowy zegar, znajdujący się przy kierownicy. Tori powinna już zająć się Charliem. Skręciłam w lewo, podążając alejką dobrze wyglądających domów. Zatrzymałam się tuż obok białej posiadłości z pięknym ogrodem. Nabrałam parę wdechów i wydechów zanim opuściłam pojazd. Nerwowo podążyłam do drzwi i nieśmiało zadzwoniłam. Po niecałej minucie otworzyła mi żona Charlesa - zielonooka blondynka z wystającym brzuchem. 
  - W czym mogę pomóc? - zapytała miło. Cholera i co miałam powiedzieć tej kobiecie? Cześć właśnie twój mąż leży jako trup w bagażniku przyjaciółki, a teraz musisz jechać ze mną. 
  - Nazywam się Julia Villis - przedstawiłam się prawdziwym imieniem i nazwiskiem, licząc na to, że Charles opowiedział o swoim życiu. 
  Blondynka patrzyła na mnie przez chwilę, a potem przytuliła. Stałam oniemiała nie bardzo rozumiejąc zachowania kobiety. 
  - Och, tak się cieszę, że Cię poznałam. Charlie dużo o was mówił. Bardzo mi przykro z powodu straty waszych rodzin - ostatnie słowa wywołały w moim sercu mały ból, który jednak szybko zniknął.
  - Przepraszam za maniery, zapraszam do środka - uśmiechnęła się, pokazując gestem dłoni, bym weszła. Na półce obok kwiatów znajdowały się ich wspólne zdjęcia. Wzięłam do ręki jedną z niebieskich ramek - wyglądali na bardzo szczęśliwych. 
  - Czego się napijesz? - spytała, wychylając się z kuchni. Moja mina najwyraźniej wskazywała, że nie przyszłam na pogaduszki. - Cholera, co się stało?
  Skupiłam myśli nad tym jak przekazać jej informacje, ale skoro wie, w jakim świecie żył Charles, powinno pójść mi to łatwiej.
  - Musicie wyjechać, przygotowałam wszystkie dokumenty, wasze nowe dane i bilety na Florydę - zatrzymałam się na chwilę, czekając na reakcję Rosalie. Odłożyła czajnik na miejsce i porwała z wieszaka sweter. 
  - Znów wyjeżdżać - mruknęła. - Jako kobieta w ciąży powinnam unikać wyjazdów, niech ci mordercy w końcu to zrozumieją - z trudem włożyła buty i dalej mówiła coś pod nosem. 
  Nie ukrywam - byłam zdziwiona jej reakcją. 
  Usłyszałam w słuchawce szelest.
  - Gdzie jesteś? - Zapytała Tori.
 - Już wyjeżdżam - odparłam krótko, po czym wyłączyłam mikrofon. 
  Rosalie zamknęła ostatni raz drzwi i spojrzała smutno na budynek. 
  - No to jedźmy - powiedziała nadal ze smutnym grymasem, podążając - tak, jak na kobietę w ciąży przystało - w stronę czarnego samochodu. 
*** 
7:39
  Zatrzymałam samochód w zaułku gdzie czekał już tata Tori oraz Charles.
 Moja pasażerka wybiegła, podeszła do męża i przytuliła go. Widok byłby naprawdę romantyczny, gdyby nie okoliczności w jakich się tutaj znaleźliśmy.
  Zabrałam białą kopertę i również wysiadłam. 
  - Och, Julio, cieszę się, że wam nic nie jest - powiedział Charlie, przytulając mnie. Poczułam jak do oczu napływa potok łez. Byłam szczęśliwa, widząc człowieka, który odmienił moje życie. Wręczyłam mu kopertę. 
  - Wiesz, co z tym zrobić - odparłam, posyłając szczery uśmiech. Samolot odlatywał za dwie godziny więc powinni już powoli odjeżdżać; jednak nikt nie potrafił się pożegnać. 
  Wyciągnęłam telefon, słysząc powiadomienie. Odczytałam wiadomość od nieznanego numeru i - nie wierząc treści - przeczytałam ponownie:
“Butler odpadł, kto kolejny? Może jest nim już O’Brien?” 
  Nie musiałam hakować numeru, by dowiedzieć się, kto jest nadawcą. To było oczywiste - Roy. 
 Oddaliłam się od przyjaciół, dzwoniąc do Dylana. bez skutku. Miałam już wizjĘ przyjaciela przywiązanego do krzesła, torturowanego czy nawet coś gorszego. Obrazy, których ciągle przybywało. 
  - Żegnajcie, Charles i Rose - rzuciłam tylko do przyjaciół,  czując jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. Nie czekając ani chwili dłużej, wsiadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon. 
*** 
  Minęło zaledwie sześć minut, a znajdowałam się pod domem Dylana. Słone krople spływały już po twarzy. Całą drogę prosiłam, by nic mu się nie stało. Tego bym sobie nie wybaczyła. Pobiegłam do drzwi i czekałam, aż w końcu otworzy. Każda sekunda wydawała się minutą. Miałam już zamiar wejść oknem, kiedy w końcu usłyszałam kroki po drugiej stronie. Gdy zobaczyłam Dylana, poczułam ogromną ulgę i zaczęłam się śmiać. To nie był normalny śmiech, raczej histeryczny. 
  - Lie, co się dzieje? - zapytał, zdziwiony moim stanem. Dopiero teraz zauważyłam, że miał zaledwie bokserki. Wyglądał jakby przed chwilą się obudził. Za jego plecami pojawiła się piękna brunetka w jego białej koszuli. Mogłam powiedzieć o sobie, że wyglądałam, jakbym nie myślała logicznie - rozmazany tusz oraz zaczerwienione oczy; poczucie ulgi oraz złości w jednym. 
  - Nie będę wam przeszkadzać - powiedziałam, posyłając w ich stronę sztuczny uśmiech. Dziewczyna za nim spojrzała na mnie z wyższością, po czym złapała przyjaciela za rękę, starając się go odciągnąć. Zaczęłam odchodzić, odwracając się tylko raz w stronę Dylana.
  - Nie możesz teraz iść. Cholera co się stało? - ponownie zapytał, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Zrobił parę kroków w moją stronę, ale zatrzymałam go gestem dłoni. 
  - Nic się nie stało - skłamałam po części i odeszłam, nie odwracając się. 
*** 
8:01
 Zatrzymałam się w swoim ulubionym miejscu - na Golden Gate Bridge. Gdzie byłam tylko ja, samochody oraz nieznalezione ciała samobójców, leżące gdzieś w głębinach. Wpatrywałam się w wodę, jakbym czegoś szukała. Ale czego? Byłam szczęśliwa, że Dylanowi nic nie jest choć z drugiej strony byłam wściekła, że nie odebrał telefonu, że rzuciłam wszystko i przyjechałam do niego. Jednak to była tylko i wyłącznie wina Roya. Manipulował mną, mógł zrobić cokolwiek, a ja ruszyłabym nawet na koniec świata, by chronić, bliskich, którzy mi pozostali.
  Gniew coraz bardziej we mnie narastał, szukając jakiegokolwiek ujścia. Krzyknęłam, próbując się wyładować. Nikt mnie nie usłyszy więc mogłam krzyczeć do woli. Kiedy poczułam się już lepiej - czyli wyprana ze wszystkich emocji - usiadłam na trawie, obracając w palcach samotną stokrotkę.
    Usłyszałam przychodzące połączenie; spojrzałam przelotnie na wyświetlacz - Tori. Chciałam na chwilę pobyć w samotności więc zignorowałam brzęczącą komórkę. 
  Zastanawiałam się, jakie mieli problemy ludzie, którzy skończyli tutaj życie. Jakimi byli tchórzami. Czy można byłoby rozwiązać ich problemy? Może również byli na zawołanie psychopaty? 
  - Czego chcesz?! - rzuciłam do słuchawki, gdy za trzecim razem odebrałam. 
 - Czy rozmawiam z Natalie Castey? - zapytał mężczyzna po drugiej stronie słuchawki. 
  - Przy telefonie - odpowiedziałam. 
 - Prosiłbym, by pojawiła się pani jak najszybciej w szpitalu. Pani Victoria miała wypadek... - i w tym samym momencie upuściłam telefon. Potrzebowałam dłuższej chwili by przyswoić informację. Poczułam jak moja dusza odpływa i zostaje jedynie puste ciało. Nie mogłam uwierzyć, że to działo się naprawdę.
-----------------------------------------------------------
Jak widać, wprowadziłyśmy parę zmian na blogu. Nowy szablon, rozpiska rozdziałów i...brak zakładki "Spam". Byłyśmy wkurzone faktem, że linki do blogów wędrowały do spamu, ale nikt nie kwapił się do zaznajomienia się z treścią naszego. Mamy kilku wspaniałych czytelników i bardzo Wam dziękujemy ^^ A pustych obserwacji nie potrzebujemy.
I mimo ciężkiego roku szkolnego, postanowiłyśmy napisać razem kolejne fanfiction! Link powinniście dostać do tygodnia :3 Jeśli ktoś będzie zainteresowany, będzie nam bardzo miło.
To tyle z naszej strony.





10 komentarzy:

  1. Od razu wspomnę o szablonie, bo potem na pewno bym zapomniała. Jest cudny <3 Nagłówek wprawdzie taki sam, co nie zmienia faktu, że idealnie wpasowuje się w opowiadanie.
    A rozdział to mistrzostwo świata po prostu. Cieszę się, że z Charlie'm i jego żoną wszystko ułożyło się dobrze, ale jej reakcja trochę zbiła mnie z tropu xd Jednak mając takiego męża, mogła się tego spodziewać.
    Co do Dylana... serio? SERIO?! Najlepiej sprowadzić sobie jakąś panią do domu, no pewnie ;--; Biedna Lie:( Bez potrzeby się o niego martwiła, bo był zbyt zajęty zabawianiem z jakąś laską, żeby odebrać telefon. Faceci.
    Dlaczego mi się wydaje, że Roy majstrował coś przy samochodzie Tori.. mam nadzieję, że się z tego wyliże. Bo to jeszcze nie koniec opowiadania, prawda? Proszę, niech to będzie prawda!
    Czekam na kolejny rozdział ♥
    + zapraszam do siebie, też dodałam coś nowego>> http://make-me-heart-attack.blogspot.com/

    L x

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również mam nadzieję, że to nie koniec opowiadania i jestem prawie pewna, że jeszcze coś naknocisz :D XD
    Rozdział jest perfecto, a Dylan... przeszedł chyba samego siebie :")
    Charlie z żoną... coś czuję, że tu coś zepsujesz xd takie przeczucie xd

    Co do szablonu jest megaśny (uuu wymyślamy nowe słowa, trzeba zanotować xD) tylko literki są trochę za małe i muszę kopiować rozdział i wklejać na offica żeby przeczytać, bo gdy przybliżam głowę do ekranu roi mi się zez (wada wzroku XD), a jak mam głowe dalej to nic nie widzę xd Jakbyś mogła powiększyć dla ślepej Julie literki xD

    Czekam na kolejny ^^

    Ps. Zapraszam do siebie na powrót opowiadania z Thomasem Sangsterem! <3
    http://ulica-niespelnionych-marzen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu się doczekałam! ❤ Rozdział jest hipermegacool, ale po kolei.
    Plan dziewczyn był bardzo dobry, prosty, a jednocześnie pełen szczegółów. Oby Charliemu i Rose udało się bezpiecznie uciec, bo znając Roya i Wasze pomysły, coś się jeszcze może wydarzyć.
    Poruszyły mnie myśli Tori odnośnie Toma. Ewidentnie mu na nim zależło, a ja chyba nie przeboleję, jeśli nie będą kiedyś razem. A ten wypadek... Koszmar. A co, jeśli to Roy majstrował przy hamulcach lub któryś z jego ludzi? Zabiję go chyba gołymi rękoma. Oby dziewczynie nic nie było, strasznie się o nią martwię. Ale wiem, że jest twarda, wyjdzie z każdej opresji. Ooo, i byłoby słodko, gdyby Tom mimo zakazu pojawił się przy jej łóżku ❤
    Co do fragmentu Lie, Dylan i jego postawa niezwykle mnie oburzyła. Dziewczyna się o niego martwi, jest przerażona faktem, że Roy może zrobić mu krzywdę, a on zabawia się z jakąś panienką. Oj, Dyl, musisz się zrehabilitować. Będę Cię miała na oku.
    Jeśli chodzi o szablon, piękny ❤ Sama postanowiłam sobie jakiś zamówić, więc i u mnie niedługo pojawią się zmiany.
    Reasumując, ten rozdział jest jednym z lepszych i chyba tym razem naprawdę nie wytrzymam do kolejego. Będę zamartwiać się o Tori przez następne 2 tygodnie.
    Mimo wszystko, dziękuję Wam za wszystkie emocje, jakie mi dajecie. Bez Was moje nudne życie z pewnością nie byłoby takie samo.
    Ściskam i pozdrawiam, Ciocia Marina ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie udało mi się dobrnąć do końca. To nie znaczy, że nie potrafiłam przeczytać tego rozdziału, bo mi się nudził, tylko cały czas mama mnie wołała: Krysia zrób to, to, siamto i owamto. Albo Krysia chodź na obiad. Jak jej powiedziałam, że cały czas nie umiem tego przeczytać to mi powiedziała, że ja przecież też mam obowiązki związane z rodziną. No ale w końcu mi się udało.
    Dlaczego Dylan musiał być taką świnią? Niestety ma u mnie teraz minusa. Sam się o to prosił. Niech sobie nie myśli, że mu to ujdzie na sucho.
    Szkoda mi żony Charliego, że żyje w takim ciągłym strachu i w ciągłym biegu. Mam nadzieję, że to nie wpłynie na stan zdrowia jej i dziecka.
    Mam nadzieję, że Tom przybiegnie do Tori i będzie siedział przy niej, aż się obudzi. To by było takie słodkie.
    Założę się, że autorka Tori znowu będzie siedziała na korytarzu i mówiła: Cicho, cicho. Piszę słodki moment. Co nie? Wierz, że cię kocham ❤
    No to co mi zostało? Tylko życzyć wam weny i dalej przeżywać to, że nigdy nie będę pisała tak jak wy.
    Pozdrawiam 😏

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, aż nasycony tą akcją i czytałam go dosłownie jednym tchem. Cieszy mnie, że Charles wyszedł ze wszystkiego cało, ale Tori mnie bardzo zmartwiła. Czekam cierpliwie na kolejny rozdział, licząc, że nie będzie poważnie uszkodzona.
    Dylana od początku nie lubiłam. Irytuje mnie, bo był zbyt przesłodzony, a teraz wyszło jaki jest naprawdę.
    Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałabym. Szablon bardzo ładny :) Czcionkę dobrze się czyta i mam nadzieję, że przez dłuższy czas go zachowacie.

      Usuń
  6. Jejku, wchodzę, a tu nowy szablon! Co chwilę zmieniacie na coraz lepszy - ten mi się naprawdę podoba. Super rzecz, z datami wrzucania rozdziałów :3

    Rozdział mega, podoba mi się, że jest tak dużo gifów i ten podział na godziny też jest niezły. Mam nadzieję, że Tori nic się nie stanie poważnego (bo zaczęła mi się pojawiać przed oczami amnezja - biedny byłyby Tom, do kwadratu) i wyjaśni się sprawa z Dylanem, bo coś nie wierzę, że zdradza Natalie. Dobrze, że bynajmniej sprawa z Charlesem się udała.

    No nic. Zostaje mi czekać na nowy rozdział i zaprosić do siebie :3 OMOS ma już drugą część :p

    Doms^^

    http://our-memories-our-souls.blogspot.com/

    http://forgotten-memories-forgotten-souls.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zwykle świetny. Z niecierpliwością czekam na kolejne części:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak się nazywa się aktorka ta od Natalie ?

    OdpowiedzUsuń