sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 15


"I can’t save us, my Atlantis, we fall
We built this town on shaky ground
I can’t save us, my Atlantis, oh no
We built it up to pull it down"

*TORI*

  
  Podniosłam duży odłam lustra. W siateczce pęknięć odbiła się moja blada twarz okolona ciemnymi włosami, tworząc kontrast godny ducha. Wrzuciłam szybę do kosza z cichym westchnieniem.
 Obok mnie stanął Tom z szufelką w ręce. Wyrzucił resztę szkła do kosza, po czym otrzepał ręce. 
  Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Gdyby nie parę brakujących elementów, nikt nie zauważyłby, że coś tu zaszło. 
   Posłałam mu blady uśmiech.
  - Chyba skończyliśmy.
 Pokiwał głową, odkładając szufelkę na bok. Wydawał się nieobecny i zmartwiony. Na ten widok moje serce pękało, ponieważ doskonale wiedziałam, że to przeze mnie taki był.
   Podeszłam do niego i niepewnie chwyciłam za rękę.
  - Hej, już wszystko w porządku - zapewniłam go cicho, patrząc na nasze złączone dłonie. - Nic nam nie jest.
   W końcu spojrzał mi w oczy. Drugą, wolną rękę przybliżył mi do policzka i musnął go delikatnie kciukiem. Wtuliłam się w niego, zamykając oczy i pozwalając sobie na odrobinę wytchnienia. Uznałam, że w pełni mi się należało.
  - Po prostu cholernie się martwiłem - przerwał ciszę. 
 - Jeśli zaczniesz robić mi wykład na temat bezpieczeństwa, przyrzekam, że osobiście cię wykastruję - ostrzegłam go.
  Pocałował mnie ze śmiechem w czubek głowy. 
  Jednak czułam, że muszę coś powiedzieć. Coś wyjaśnić, dodać, cokolwiek. Zasługiwał na to. Odsunęłam się nieco, wciąż nie puszczając jego dłoni. Była moim punktem oparcia, jedyną słuszną granicą jeśli chodziło o nas.
  - Nie, naprawdę, Tom. Potrafię o siebie zadbać.
  - Nie wątpię w to - wywrócił oczami.
  Cofnęłam się krok do tyłu, zaborczo krzyżując ręce na piersi.
  - Uważasz, że nie dałabym sobie rady? - spytałam prowokująco. - Ponieważ jestem dziewczyną?
  - Boże, Tori - chwycił mnie za nadgarstki, ale wywinęłam ręce tak, że zwolnił uchwyt. Uśmiechnął się drapieżnie. 
  Bez ostrzeżenia wykonałam pół-obrót i kopnięciem w bok przewróciłam go na ziemię. Tomowi jakoś udało się zablokować upadek na rękach. Uniosłam pięści w bokserskiej pozycji i zatrzymałam się nad przyjacielem.
  - Walcz. - Rozkazałam z uśmiechem.
  Tom skoczył na równe nogi. Zaczęliśmy uderzać tak, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Byłam szczerze zaskoczona jego umiejętnościami. Ja trenowałam latami, szkoliłam się u Charlesa - jednego z lepszych zabójców w Stanach. A nagle pojawia się on i blokuje wszystkie moje ciosy.
  Złapał mnie za ręce i obrócił plecami do siebie. Połaskotał mnie, na co zareagowałam śmiechem. 
  - Tak nie wolno! - zaprotestowałam, czując jak łzy ciekną mi po policzkach. Dawno nie śmiałam się tak szczerze.
  - Oczywiście, że wolno. Lekcja pierwsza, kotku - wyszeptał przy moim uchu niskim głosem, specjalnie podkreślając ostatnie słowo. Dobrze wiedział, że nie dam się tak nazywać. - Wszystkie chwyty dozwolone.
  Ach tak?
 Nadepnęłam mu na stopę, a łokciem uderzyłam w bok. Nie byłam aż tak wredna i nie zadałam mu ciosu poniżej pasa, ale po raz kolejny posłałam go na podłogę; wylądował na plecach. Język świerzbił mnie od ciętej riposty, lecz nie zdążyłam nawet otworzyć ust, ponieważ podciął mnie i upadłam na niego. 
  - Nie żebym miał coś przeciwko takiej pozycji - zaczął zmysłowo. - Ale...
  Przeturlał się tak, że teraz to ja leżałam na plecach. Zabrakło mi chwilowo tchu. 
  Zacisnęłam szczęki, złą na siebie za to, że zdołał mnie tak zaskoczyć. Oparł ręce po obu stronach mojej głowy i nachylił się, niebezpiecznie blisko. Tym razem brak powietrza wcale nie był spowodowany siłą upadku. Nie podobała mi się ta utrata kontroli nad sobą, a równocześnie coś nie pozwalało mi przestać. 
  Wzrok Toma błądził po mojej twarzy podczas gdy na jego ustach tańczył uśmiech. Mogło mi się zdawać, ale w jego oczach chyba dostrzegłam iskierki.
  Gdy poczułam jego miękkie wargi na policzku, zamknęłam oczy. Nie chciałam tak na niego reagować. Nie powinnam tak reagować. Byłam Tori, do cholery - niezależną od nikogo, samowystarczalną zabójczynią, która potrafiła bez wahania pociągnąć za spust. Więc dlaczego kiedy on był w pobliżu, zapominałam o tym wszystkim?
  Zaczął zsuwać się ustami po linii mojej szczęki. Drażnił się ze mną. Poddałam się jednak temu dotykowi.
  Kiedy pocałował mnie w kącik ust, po prostu spanikowałam. Jego wargi zostały tam nieco dłużej niż powinny. Czułam, że zaraz mogę zrobić coś głupiego.
 Ale nie mogłam go do siebie dopuścić. Stałabym się słaba i oddałabym mu kawałek swojego zszarganego serca, a nie miałam go już zbyt wiele.
  Korzystając z jego nieuwagi, zrzuciłam go z siebie. Dźwignęłam się szybko, a zaskoczonego Toma przygwoździłam nogą do ziemi. Uśmiechałam się, chcąc obrócić to wszystko w żart, ale dusza pozostawała zraniona i jakby zrobiła się bardziej czarna.
  - Lekcja druga - powiedziałam chłodno. - Nie bądź pewny zwycięstwa, jeśli przeciwnik nie jest martwy, kotku.
  

  

*LIE*

  Kiedy wyjrzałam zza notatek był już ranek, a dokładnie szósta czterdzieści jeden. Wzięłam ostatni łyk kawy i spojrzałam na swoją pracę. Byłam z niej bardzo zadowolona. 
  Wstałam szybko z krzesła, rozciągając się przy tym. Zabrałam notatnik i ruszyłam w stronę pokoju Tori. Weszłam bez pukania wiedząc, że i tak go nie usłyszy. 
  - Tori! - krzyknęłam, a przyjaciółka podskoczyła wystraszona. - Kuchnia, za pięć minut. No już! - Pomachałam ręką przed jej twarzą, widząc, że dalej ma nieobecny wzrok. - Wstawaj, to ważne.
  Gdy już się obudziła, wyszłam z jej pokoju i zabrałam ze swojego jeszcze mapę. Zeszłam do kuchni gdzie nalałam kubek kawy dla Tori i również dla siebie, trzeci. Czułam się pobudzona, co pozwalało bardziej mi się skupić na wszystkich szczegółach planu. 
  Po dwóch minutach w końcu pojawiła się przyjaciółka. Od razu podsunęłam jej pod nos kubek z kofeiną i usiadłam na przeciwko niej. 
  - Wczoraj, kiedy Dylan i Tom wyszli, zaczęłam planować - wyciągnęłam notatki, które zawierały moje różne skróty. Niektóre rzeczy były poskreślane kilkakrotnie. -Dziś spotykasz się z ojcem, bardzo dobrze. Upewnisz się czy czasem Roy go nie podsłuchuje, a kiedy będziesz mogła stwierdzić, że możemy mu zaufać… - przerwałam, by zrobić łyk kawy - wciągniemy go w plan. - Ponowny łyk. Odruchowo się skrzywiłam, kiedy zorientowałam się, że nie posłodziłam. Wstałam i podeszłam do szafki po cukierniczkę. 
  - Lie, jaki plan? - zapytała przyjaciółka. 
  Jedna łyżeczka, druga… 
  - Plan uratowania Charlesa. Siedziałam nad nim od nocy i dopiero skończyłam - odparłam zadowolona. Cholera, skończyłam na piątej łyżeczce cukru.
  Wzruszyłam ramionami i wzięłam łyk, teraz zbyt słodkiego, napoju życia. 
  - Więc ja wyrobię nowe dokumenty dla Charlesa i jego żony. Ty niby zabijesz go tym ciosem, którego cię nauczył...Ale po kolei.
  Odetchnęłam głośno i rozciągnęłam mapę na stole. Pokazałam pierwszy zaznaczony punkt.
  - Tu mieszka Charles - kolejny mały punkcik - tu znajduje się szkoła, w której pracuje. Pomiędzy tą drogą go ogłuszysz. Od Los Angeles jedzie się półtorej godziny. Ty, jadąc sto osiemdziesiąt, będziesz w pół godziny. - Spojrzałam na przyjaciółkę, sprawdzając czy wszystko rozumie o tak wczesnej porze. - Oczywiście namierzę go więc bez problemu go złapiesz, a ja w tym samym czasie zajmę się jego żoną. Jest w ciąży, więc to trochę zajmie. Nie chcę jej wystraszyć i być głównym powodem jej poronienia - wyobraziłam sobie Charlesa obwiniającego mnie o śmierć swojego pierwszego dziecka. 
  - A co z moim ojcem? - Odezwała się Tori, przerywając mi. 
  Spojrzałam na notatki. 
  - On zawiezie ich na lotnisko, gdzie opuszczą Californię i wyjadą na Florydę -przedstawiłam jej resztę planu i poczekałam, aż wszystko przetrawi. -I jeśli twój tata w to wchodzi, ma tu przyjść i wszystko mu przedstawimy. 
  Ponowny łyk kawy. Chyba dzisiaj nie zasnę. 
 Po chwilowej ciszy, Tori się w końcu odezwała:
 -Jesteś geniuszem - odparła, śmiejąc się i przeglądając notatki. 
  Również się zaśmiałam; zabrałam kubek i wstałam od stołu. 
  - Idę robić to co wychodzi mi najlepiej - hakować - Wykonałam okrzyk radości jak z filmów i udałam się do swojego pokoju. Miałam dziś dużo pracy - wykonanie nowego ID, paszportu i innych ważnych dokumentów. Nie czekając ani chwili dłużej, zabrałam się do pracy.


------------------------------------------------------------------------------------
Tak prezentuje się rozdział piętnasty. Z każdym dniem uświadamiamy sobie jak ważny jest dla nas ten blog i Wy, jako nasi czytelnicy. Chcemy tylko powiedzieć: dziękujemy ^^
  ~Autorki

7 komentarzy:

  1. Genialna scena z Tori i Tomem, boziu <3
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby nie to, że jestem padnięta po 30 godzinach w autobusie to na pewno wiedziałabym co napisać. Rozdział jest jak zwykle genialny. "Bójka" Toma z Tori ^^. Życzę weny i idę spać. Dobranoc. Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju jeju jeju jeju! Wspaniale♥ Tom i Tori są po prostu najlepsi. Genialnie to wszystko opisałyście. Tori chyba zaczyna się wyłamywać ze swojej skorupy. Powoli, powoli, ale na to potrzeba czasu. Dużo czasu. Poza tym teraz ani ona, ani Lie - według mnie - nie powinny zajmować się romansami do czasu, aż Charles i jego żona będą bezpieczni. To priorytet. Tata Tori zaczyna mnie niepokoić. Skoro był u Ray'a, musi mieć z nim coś wspólnego. Jestem podejrzliwa z natury, więc dlatego we wszystkim widzę jakieś spiski. Co zrobisz? Nic nie zrobisz.
    Lie, nie przesadzaj z kawą! Chociaż nie wiem, albo ja jestem jakaś dziwna, albo to ci producenci się nie przykładają (ale raczej pierwsza wersja), bo na mnie kawa w ogóle nie działa. ALE TO W OGÓLE. Mogę wypić kilka w ciągu dnia, nawet jedną jakieś dziesięć minut przed tym, jak kładę się spać, a i tak zasypiam jak małe dziecko. Najgorzej jest, jak w roku szkolnym mam stos książek do ogarnięcia, siadam na łóżku, piję kawę i śpię dwie godziny:))
    Czekam na kolejny rozdział! <3 Bardzo dobrze, że ten blog dużo dla Was znaczy. O to właśnie chodzi, żeby hobby sprawiało człowiekowi radość. Życzę Wam, żebyście prowadziły to opowiadanie jeszcze bardzo długi czas. Kocham czytać to, co napiszecie.

    Całuję :*
    L x

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiedzieć Wam coś ciekawego? Im dalej piszecie i im więcej tworzycie, tym idzie Wam to o stokroć lepiej. Kocham, kocham, kocham ♥
    Przyrzekam, że jeśli Tori i Tom nie będą razem, nie daruję tego nikomu. Ale to taki niuansik. Scena, w której Tori "zaatakowała" Toma niezwykle mi się spodobała i, co najważniejsze, rozbawiła. Dobrze, że mimo wielu problemów, z jakimi borykają się dziewczyny, jest w ich życiu choć odrobina normalności i miejsce na uśmiech. Pod koniec pierwszego fragmentu miałam cichutką nadzieję, że Tori jednak mu ulegnie i podda się pocałunkowi. Ale przynajmniej akcja tak szybko się nie skończyła, a Tom nadal będzie o nią walczył. To słodkie ♥
    Co do Lie, geniusz. Świetnie obmyśliła cały ten plan mający na celu uratowanie Charlesa. Nie spodziewałam się takiej precyzji. Oby tylko Roy w niczym się nie połapał, a do jego głowy niech nie wpadnie żaden kolejny niepoważny pomysł. Nie chcę, by Charlesowi coś się stało. Wątpię, by dziewczyny się po tym pozbierały.
    Rozdział oczywiście świetny, tylko tak dalej! ♥ Z niecierpliwością czekam na kolejną dawkę emocji i wątek z ojcem Tori oraz zapraszam Was na mój najnowszy post: http://tempus-est-relativum.blogspot.com/2015/08/rozdzia-12.html
    Ściskam mocno, ciocia Marina ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja, czytelnik, również dziękuję.
    Za te wypieki, za zwroty akcji i zaskoczenia.
    Zazwyczaj skupiam się na Tori i Tomie, ale dzisiaj chciałabym zacząć od Lie.
    Bardzo ją lubię, to tak na początek. Przypomina mi postać z serialu Halt and Catch Fire - Cameron. Tylko tamtejsza hakerka była o wiele większą chłopczycą. Lie jest delikatniejsza. Ale to, co zrobiła, cały ten plan... w życiu bym tego nie rozplanowała podobnie.
    Długo mi nie dawało spokoju, co dziewczyny zrobią z tym fantem, ale jak widać - nie da się pokonać tego duetu.
    Jak mówiłam, chciałam skupić się na czymś innym w tym komentarzu i tak też zrobię: przyjaźń. Pokazujecie ją tak cudownie, że człowiek aż napawa się optymizmem. Według mnie nie ma nic piękniejszego niż przyjaźń. A Lie i Tori są przyjaciółkami, które zamiast zadawać zbędne pytania w razie kłopotów, spytają gdzie schowają ciało. Bardzo mi się podoba jak się na tym skupiacie.
    Ale nie byłabym sobą, gdybym nie nawiązała też do części Tori - BOŻE, JAKIE TO BYŁO CUDOWNE! Kocham Toma. Scena z ich przepychankami była napisana cudnie. I czy mi się wydaje tylko, czy on jakąś tajemnice kryje też?
    pozdrawiam,
    candlestick z http://crownsjewel.blogspot.com/
    btw, nie będę śmiecić spamu, ale dodałam nowość u mnie

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że znowu miałam przerwe w pisaniu :D ale jestem w Stanach, wiec mam nadzieje, że zrozumiecie :*

    Muszę przyznać, że z każdym rozdziałem piszecie coraz lepiej i coraz lepiej kreujecie postacie, a szczególnie główne bohaterki, Lie i Tori maja genialną aczkolwiek zadziorną osobowość przyznam, że nie chciałabym ich spotkać w ciemnej uliczce :D haha Moment Toma i Tori ^^ Uwielbiam ich razem. Lie :D sprytna i genialna :D ten cały plan- doskonały

    żyzcę dalej takiej weny i pozdrawiam xoxo

    http://wolves-from-the-beacon-hills.blogspot.com/ u mnie pojawił się rozdział 3 ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie będę się wywijała- komentuję tak późno, bo zwyczajnie nie miałam czasu porządnie usiąśc i poczytac. W końcu mam. Jutro wyjeżdżam i właściwie powinnam już zasypiac, ale mówiąc krótko- mam to w nosie ;)
    Fragment z Tori i Tomem, chyba jak każdego czytającego Wasz blog rozwalił mnie na łopatki i szczerzyłam się do monitora przez dobre dziesięc minut. To było tak słodkie, tak rewelacyjne, że awwwww ^^ No bardzo mi się podobało i jestem zawiedziona, ze jednak rozerwane na kawałeczki serce Tori wzięło górę i że zranione uczucia nie pozwoliły jej się na chwilę zapomniec. Jestem jednak też pewna, że w Waszym opowiadaniu nic nie dzieje się przypadkowo i już niedługo wszystko się wyprostuje.
    Jeśli chodzi o plan Lie jestem absolutnie na tak i czekam na realizaję. Myślę, że Charles w pełni zasługuje na to, żeby móc normalnie życ. Lie świetnie wszystko wymyśliła. Może tylko nie podoba mi się fragment z cudownie zmartwychwstałym tatusiem Tori. Myślę, że dziewczyny nie powinny mu ufac, bo może coś knuc. Ale, mam nadzieję, że nie i dziewczyny dadzą radę.
    Okej, napisałam co miałam napisac. Zostaje mi tylko życzyc Wam weny i czekac na kolejny rozdział! ♥

    OdpowiedzUsuń