Locked out of Heaven
*TORI*
6 tygodni później
Siedziałam właśnie w klubie, bawiąc się parasolką w swoim niebieskim drinku. Otaczały mnie tłumy. Nie lubiłam ludzi. Nie lubiłam kiedy ocierali się do mnie lub starali się zaprzyjaźnić. Jednak klub był jedynym miejscem, w którym potrafiłam to znieść. To przez atmosferę, przesyconą ludźmi podobnymi do mnie, a przynajmniej po części. Byli tu imprezowicze, alkoholicy, pragnący zapić swoje smutki i tacy jak ja - aspołeczni, anonimowi, ale próbujący wyrwać się z czterech ścian.
Zazwyczaj przychodziłam w takie miejsca z Lie. Potrafiłyśmy znaleźć swoje miejsce na parkiecie, w między czasie upijając się kolorowym alkoholem. Dzisiaj postanowiłam wyjść sama.
Pozbyłam się gipsu, nie miałam już śladów ran na ciele. Jedynie parę prawie niewidzialnych blizn w niewidocznych miejscach. Od tego czasu nie dostawałyśmy nawet wiadomości od Roy'a. Bardzo dobrze. Jeśli teraz by się pojawił, zastrzeliłabym go bez wahania. Wciąż nie rozumiałam jego motywów - byłam mu potrzebna do zabicia pozostałych siedmiu osób. Ale odkąd tylko wybudziłam się ze śpiączki, moje myśli krążyły wokół wymyślnych sposobów załatwienia tego parszywego szczura.
Muzyka grała głośno. Kilku mężczyzn próbowało postawić mi drinki, lecz zbywałam ich swoim milczeniem. Wpadałam w apatię. Wpatrywałam się w jeden punkt na ladzie, nawet nie upijając alkoholu.
W pewnym momencie przez hałas przebił się dźwięczny, irytujący śmiech. Spojrzałam w tamtym kierunku. Nie mogłam powiedzieć, że byłam zaskoczona widokiem Dylana tutaj. Ani pół nagiej kobiety siedzącej mu na kolanach.
Przewróciłam oczami i wróciłam do swojego monotonnego zajęcia. Kątem oka widziałam, jak dziewczyna obcałowuje twarz chłopaka i zrobiło mi się niedobrze. Przede wszystkim byłam zła na Dylana. Nie byłam ślepa, dobrze widziałam co działo się między nim, a Lie.
Przewróciłam oczami i wróciłam do swojego monotonnego zajęcia. Kątem oka widziałam, jak dziewczyna obcałowuje twarz chłopaka i zrobiło mi się niedobrze. Przede wszystkim byłam zła na Dylana. Nie byłam ślepa, dobrze widziałam co działo się między nim, a Lie.
Kolejny urywany śmiech. Fałszywy aż bolało. Podniosłam się z miejsca i podeszłam do obściskującej się pary. Pociągnęłam dziewczynę za ramię, odciągając ją od Dylana. Krzyknęła oburzona; naprawdę nie miałam na to humoru. Pokazałam za siebie.
- Spierdalaj. - Poleciłam krótko.
- Spierdalaj. - Poleciłam krótko.
Dylan wyglądał na zdezorientowanego. Był już mocno wstawiony. Poprawił wymiętą koszulkę i uśmiechnął się pijacko.
- Hej, Tori.
Również się uśmiechnęłam. Cierpko i nieprzyjemnie, ale wątpiłam, że chłopak załapał aluzję. Próbował wstać, lecz natychmiast posadziłam go z powrotem.
I spoliczkowałam go.
Otrząsnął się, przytrzymując za obolałe miejsce.
- Co do cholery - wymamrotał.
Spoliczkowałam go ponownie, z drugiej strony.
- Nie będę patrzeć jak zabawiasz się z tymi dziwkami - oświadczyłam stanowczo. - Nie wyglądasz na głupiego, Dylan. Błagam, patrzysz na Lie jakbyś chciał zapłodnić ją samym wzrokiem - dodałam, wywracając oczami. - Znam ją od dziecka, ale przy tobie zachowuje się całkiem inaczej. Więc weź się w garść. Weźcie się w garść oboje, albo do końca życia będę robić jako swatka.
Chłopak otwarł szerzej oczy, jakby coś sobie uświadomił. Wstał powoli, przytrzymując się lady.
- Tak, masz rację - wybełkotał. Położył banknot przed sobą, płacąc za drinki. Zatoczył się, więc podtrzymałam go i nieco ugięłam się pod jego ciężarem. Stęknęłam, ale dzielnie poprowadziłam go w stronę wyjścia. - Muszę jej wszystko powiedzieć, Tori. Nie ma czasu do stracenia...
Jedną ręką wyjęłam telefon, by wezwać taksówkę.
- Tak, masz rację - wybełkotał. Położył banknot przed sobą, płacąc za drinki. Zatoczył się, więc podtrzymałam go i nieco ugięłam się pod jego ciężarem. Stęknęłam, ale dzielnie poprowadziłam go w stronę wyjścia. - Muszę jej wszystko powiedzieć, Tori. Nie ma czasu do stracenia...
Jedną ręką wyjęłam telefon, by wezwać taksówkę.
Zachichotał cicho.
- Znowu masz rację. Jedziemy do Lie?
Ledwo powstrzymałam śmiech. Widok pijanego Dylana był przekomiczny.
Ledwo powstrzymałam śmiech. Widok pijanego Dylana był przekomiczny.
- Tak, jedziemy do Lie. Dziób na kłódkę dopóki nie wytrzeźwiejesz.
***
Rzuciłam Dylana na kanapę w salonie. Położyłam ręce na kolanach, czując jak łapie mnie kolka. Naprawdę wychodziłam z wprawy. Przez kolejne dwadzieścia minut starałam się skutecznie wybić mu papierosy z głowy, wciskając jego zapasy między wgłębienia fotela. Postawiłam przed nim szklankę wody i przykryłam go kocem. Już miałam odejść, ale pociągnął mnie za rękę jak małe dziecko.
- Coś jeszcze? - zdziwiłam się.
- Tom też bardzo cię lubi - oświadczył, już prawie zasypiając.
Otwarłam usta, by coś powiedzieć, ale natychmiast je zamknęłam.
- Jesteś pijany - powiedziałam tylko i odwróciłam się.
Zaśmiał się, odrzucając nieco koc na bok. Odruchowo go poprawiłam.
- Ale nie głupi. Chyba wszyscy zyskaliśmy przez te parę miesięcy kogoś ważnego. Niesamowity zbieg okoliczności, prawda?
Przełknęłam gulę, która skutecznie uniemożliwiała mi mówienie. Tak, zyskałam kogoś bardzo ważnego. Zyskałam Toma, który chyba był kimś więcej niż przyjacielem. Zyskałam nawet Dylana jako brata, którego nigdy nie miałam. Mogłam mu zaufać, ponieważ widziałam jego uczucia do Lie.
Posłałam mu ciepły uśmiech, tym razem w stu procentach prawdziwy.
- Tak - odpowiedziałam cicho. Trzasnęły drzwi wejściowe i w progu stanęła Lie. Otrząsnęłam się szybko ze wzruszenia. - Pij dużo wody - poleciłam mu jeszcze.
Przyjaciółka wpatrywała się z niedowierzaniem w kanapę. Wskazała mi kuchnię i pomaszerowała sztywno w jej kierunku.
***
- Co Dylan O'Brien robi na naszej kanapie o trzeciej nad ranem?
Lie widocznie nie była zbytnio zadowolona z faktu, że przywiozłam go tutaj. Stała przede mną z założonymi rękami, zaciskając zęby i co chwilę nerwowo zerkając w stronę salonu.
- Jest pijany - odparłam.
- I?
- I jest naszym przyjacielem, więc powinnyśmy się nim zająć - dodałam hardo. - A mówiąc "my", mam na myśli ciebie.
Kochałam Lie jak siostrę, była komputerowym geniuszem i najlepszym strategiem na świecie, ale musiałam przyznać, że jeśli chodziło o sprawy sercowe, potrafiła być po prostu ślepa. Od tej chwili zdecydowałam się porządnie zająć tą dwójką.
Westchnęłam ciężko, ściskając nosa, by odgonić irytację.
- Czy czeka nas rozmowa o kwiatkach, ptaszkach i pszczółkach? Bo chyba się do tego nie nadaję.
Uderzyła mnie w ramię.
- Tori! - Upomniała mnie.
- Nie, posłuchaj - powiedziałam, całkiem na poważnie. - On szczerze cię lubi. Nie często to robię, ale dzisiaj zdążyłam się z nim zaprzyjaźnić...
- Uderzyłaś go, Tori.
- Uderzyłaś go, Tori.
-...I wyjaśniliśmy sobie parę rzeczy - kontynuowałam niezrażona jej krytyką moich metod zdobywania przyjaciół. - Nie jestem ekspertem jeśli chodzi o związki, jednak przemyślałam to wszystko. Chcę poukładać swoje życie, pogodzić się z Tomem i... - nie wierzyłam, że wymówiłam następne słowa: - Chyba powiem mu o wszystkim.
Czym zajmowałam się od sześciu lat.
Przyjaciółka wytrzeszczyła oczy. Wyciągnęłam ręce przed siebie w obrończym geście.
- Wiem, potrzebuję twojej zgody. Nie zrobię tego bez ciebie - uspokoiłam ją. - Chodzi o to, że powinnaś dać Dylanowi drugą szansę. Zacznijcie chociaż normalnie rozmawiać. Chyba nie zniosę dłużej tego napięcia seksualnego między wami - udałam, że się krzywię.
Lie zatkała sobie uszy jak małe dziecko i zaczęła nucić pod nosem. Posłałam jej poważne spojrzenie. Przyjaciółka wypuściła powietrze z sykiem.
- Zgoda. - Oznajmiła w końcu. - Ale będziemy tylko przyjaciółmi. Nie licz na to, że coś z tego będzie - ostrzegła.
Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy poszła po aspirynę dla Dylana.
- Śmierdzicie hormonami na kilometr! - Zawołałam za nią jeszcze, a w odpowiedzi dostałam wiązankę przekleństw.
Po chwili spoważniałam. Wszystko co powiedziałam było prawdą. Miałam zamiar powiedzieć Tomowi. Dylan uświadomił mi dzisiaj coś nieprawdopodobnie ważnego. Jeśli chciałam zakończyć to wszystko, jeśli chciałam mieć przyszłość, potrzebowałam całej tej czwórki przy sobie. Nienawidziłam siebie za przywiązywanie się do ludzi. To równało się z ich szybką śmiercią.
Jednak ci chłopcy byli w rzeczywistości silniejsi niż na takich wyglądali.
*LIE*
Do pokoju wpadły już promyki popołudniowego słońca, które zdołały się przedostać przez szpary w żaluzjach. Wolną ręką przeszukiwałam szafę, szukając koszulki. krople wody z mokrych włosów skapywały mi po plecach wywołując gęsią skórkę.
- Zgadza się, dzwonię w sprawie ogłoszenia - odparłam miło do słuchawki. -Tak, skończyłam studia na wydziale informatycznym -zerknęłam na sfałszowane dokumenty leżące na stole. Przynajmniej w jakiś sposób mogłam wykorzystać swoje zdolności do czynienia dobra. Zaśmiałam się w duchu, wyobrażając siebie na wydziale zwalczania cyberprzestępczości. Tak, to idealne miejsce dla hakera. Oparłam się o szafę, rozczesując palcami włosy. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- No, wchodź - powiedziałam. Do pokoju wszedł Dylan w wygniecionej koszulce oraz charakterystycznym nieładzie na głowie. -Nie, nie, to nie było do pani -wytłumaczyłam się szybko.
- No, wchodź - powiedziałam. Do pokoju wszedł Dylan w wygniecionej koszulce oraz charakterystycznym nieładzie na głowie. -Nie, nie, to nie było do pani -wytłumaczyłam się szybko.
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem. Widząc, że prowadzę rozmowę przez telefon podszedł do półki i zaczął oglądać pierwszą lepszą książkę.
-Tak, jutro mi pasuje - zgodziłam się na jutrzejsze spotkanie. Zauważyłam, że Dylan zerka na mnie znad książki. Wywróciłam oczami i porwałam poduszkę, po czym rzuciłam w jego stronę. Zrobił unik i zaśmiał się, odkładając książkę.
- Dobry rzut - pochwalił. Parsknęłam śmiechem, lecz od razu spoważniałam, przypominając sobie, że prowadzę rozmowę z sekretarką.
- Dziękuję, do widzenia - rozłączyłam się i westchnęłam głośno. - Jutro mam spotkanie w sprawie pracy więc trzymaj za mnie kciuki - powiedziałam radośnie w jego stronę, ubierając koszulkę, którą w końcu znalazłam, oraz spodenki.
- Zapewne ją dostaniesz, wierzę w Ciebie - usiadł na łóżku.
Kiedy odwróciłam się w jego stronę jęknęłam, widząc, że coś go gnębi.
- Co jest? - Zapytałam, siadając obok. Otworzył usta, mając zamiar coś powiedzieć, ale za chwilę je zamknął szukając odpowiednich słów. O’Brien nie wie co powiedzieć, a to ci nowość. - Możesz mi wszystko powiedzieć, po to tu jestem. - Zachęciłam go.
Przeczesał włosy jak zawsze kiedy się stresował.
- Wczoraj rozmawiałem z Tori… - zaczął.
- Ma dziwne taktyki zaprzyjaźniania się - przerwałam mu.
- Ale uświadomiła mi coś ważnego. Coś czego nie dostrzegałem przedtem. Lie...Cholera nie wiem jak to powiedzieć - spojrzał na mnie speszony. Złapałam go za rękę, próbując dodać mu otuchy. Kiwnęłam głową, by kontynuował. - Lie,
czuję coś do Ciebie. To cholernie dziwne uczucie, ale zakochałem się w tobie i wydaje mi się, że czujesz to samo - skończył na jednym wydechu.
czuję coś do Ciebie. To cholernie dziwne uczucie, ale zakochałem się w tobie i wydaje mi się, że czujesz to samo - skończył na jednym wydechu.
Odsunęłam swoją rękę i wstałam z łóżka. Podeszłam do okna. Wiedziałam, że czeka teraz na moją odpowiedź. Tylko, że nie wiedziałam co powiedzieć. Moje związki trwały krótko, zazwyczaj trzy miesiące, a potem rozchodziliśmy się, zapominając o swoim istnieniu. Była to tylko zabawa. Moja miłość polegała na kłamstwach. Nie wiedział dlaczego znikam wieczorami, nie wiedział, że jestem przestępcą. Bywały chwile kiedy gubiłam się w swoich kłamstwach. Nie byłam gotowa, by powiedzieć Dylanowi prawdę, ale nie chciałam go również stracić. To nie był dobry czas na miłość i nic do niego nie czułam, tylko i wyłącznie przyjaźń. Chociaż czasem wątpiłam w swoje uczucia, coraz częściej nie rozumiałam siebie.
- Natalie… - nie zauważyłam nawet kiedy, a stał już obok mnie. Zrobiłam krok do tyłu, trzymając się na dystans.
-Przykro mi, ale nic do ciebie nie czuję - powiedziałam, próbując patrzeć mu w oczy. Widziałam jego zawód. Spuściłam wzrok, czując jak narasta coraz bardziej niezręczna cisza. Odeszłam od niego. Zaczęłam układać sterty papieru i przenosić je z miejsca na miejsce - musiałam czymś się zająć.
- Udowodnij. - Odwróciłam się, słysząc jego słowa. - Udowodnij mi, że nic do mnie nie czujesz, a wtedy ci uwierzę.
Odłożyłam dokumenty na biurko i podeszłam szybkim krokiem do Dylana. Zrobiłam coś czego nie spodziewałam się po sobie. Pocałowałam go delikatnie, zaledwie muskając. Jego ręce znalazły się na mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie. Moje ręce owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego włosy. Niewinny pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Poczułam dziwne
uczucie.
uczucie.
Cholera, chyba jednak coś do niego czuję.
Nie, nie myśl tak.
Odsunęłam się od niego, mrugając kilkakrotnie, oszołomiona. Próbowałam uspokoić oddech. Czułam, jak moje policzki pali rumieniec.
- Nic - odparłam, wzruszając ramionami i udając, że nic przed chwilą nie zaszło.
- Lie! Pizza przyjechała! - Usłyszałam głos Tori z dołu. Spojrzałam przelotnie na Dylana, który nadal stał zaskoczony. - Chodź, zanim wystygnie - dodałam, wciąż unikając kontaktu wzrokowego, i wyszłam z pokoju.
--------------------------------------------------------------------------
Tadaaaa! Powracamy w - mamy nadzieję - wielkim stylu! Ostatnio wiele się działo i chyba nie miałyśmy weny tego pisać. Ale teraz rozdziały będą pojawiać się już raczej regularnie :3
+
Blogi, które czytam, będę nadrabiać już po moim właściwym powrocie. Chciałabym się skupić na razie na konkursie. Z góry przepraszam ~ Tori
Tadaaaa! Powracamy w - mamy nadzieję - wielkim stylu! Ostatnio wiele się działo i chyba nie miałyśmy weny tego pisać. Ale teraz rozdziały będą pojawiać się już raczej regularnie :3
+
Blogi, które czytam, będę nadrabiać już po moim właściwym powrocie. Chciałabym się skupić na razie na konkursie. Z góry przepraszam ~ Tori